"Pod Mocnym Aniołem" - recenzja z filmu Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
poniedziałek, 27 stycznia 2014 11:25

"Pod Mocnym Aniołem"


Alkoholik rządzi
Nie współczuję alkoholikom. To prawda, że zapadli na śmiertelną chorobę, której winne są w dużym stopniu geny i że z jej powodu cierpią katusze. Ale w przeciwieństwie do umierających na raka lub zawał, mogą z dnia na dzień przestać chorować i zależy to tylko od nich. Dlatego nie zrobił na mnie wrażenia film o znanym pisarzu na odwyku.

"Pod Mocnym Aniołem" zaczyna się od sceny w wielkiej auli, pełnej pięknych studentek, zapatrzonych w Mistrza, który opowiada ze swadą o swoim uzależnieniu, a publiczność bije brawo. Zamiast wybuczeć go, wyjść z sali, a nawet rzucić mu wiąchę. To typowe polskie podejście do problemu. Mężczyznom, szczególnie tym znanym, nie szkodzi na wizerunku uzależnienie od alkoholu. Ileż to jest opowieści o tym, jak pili i czego to nie nawyrabiali po pijaku i jak potem chorowali. Interesowałaby mnie opowieść o tym, jak trzeźwieli, jak naprawili swoje winy, jak przepraszali bliskich, którym narobili krzywd, ale to się po pijakach nie pokaże.
Wcale mi nie żal Jerzego, bohatera filmu, granego brawurowo przez Roberta Więckiewicza. Obrzyga się, zapaskudzi, ale zawsze znajdzie się ktoś: sąsiad, dozorca, policjant, kto zawiezie go na odwyk. Pomoże wypatrzona weń dziewczyna, gotowa zmarnować swe życie dla pijaka. A nawet jej matka, też odwiedzając pisarza w jego zabałaganionej norze.
Skąd u nas taka tolerancja dla alkoholików? Może dlatego, że problem większości z nas jest doskonale znany, od lat, od dzieciństwa. Wszędzie widać pijanych: u cioci na imieninach, na Wigilii, w telewizji, na ulicy. Są nieodłącznym elementem naszej codzienności. Dziwi ktoś, kto nie pije, a nie ten, kto wpadnie pijany pod stół. Stoiska z alkoholem zajmują sporą część każdego Lidla,Tesco czy osiedlowego sklepiku. Monopolowy jest na każdym rogu. Wodę, piwo, wino czy tzw. koktajle można dostać przez cała dobę na stacjach benzynowych. Alkohol jest stosunkowo tani. Coraz popularniejsze są "małpeczki" - buteleczki o małej pojemności, które można zgrabnie ukryć w teczce czy damskiej torebce i napić się dyskretnie w pracy.
Polskie piwo jest coraz mocniejsze, w dodatku wiele osób nie uważa go za alkohol - zazwyczaj słyszy się o "jednym piwie" gdy ktoś znany zostanie przyłapany na jeździe po pijanemu. Nieletni bez żadnych kłopotów mogą kupić alkohol. Gimnazjaliści upijają się do nieprzytomności na szkolnych wycieczkach i traktuje się to z przymrużeniem oka. Pije coraz więcej kobiet , a one uzależniają się dwa razy szybciej. A dane statystyczne wskazują, że nigdy w historii nie wlewaliśmy w siebie tyle alkoholu, co dziś.
Film Smarzowskiego składa się z kilkudziesięciu pijackich historii - co jedna to gorsza: o zmarnowanej Wigilii policjanta, ukradzionych pieniądzach szwagra, zasikanych spodniach reżysera, przepitej pasterce księdza - nałóg nie wybiera i na odwyku mamy pełen przekrój profesji, wieku i intelektu. Najokropniejsza jest opowieść o pradziadku pisarza, który przepił ostatniego konia.
Przyczyn picia "biedacy" na odwyku wymieniają bez liku: pisarz szuka weny, kierowca, bo musi stawiać dostawcom, aptekarka z nieśmiałości, milicjant - bo ma ciężka służbę. A wszystkich namawia do tego diabeł. I alkoholicy na terapii mówią: piło się, zamiast "piłem" . Tak naprawdę piją, bo lubią. Bo nie chcą lub nie potrafią inaczej radzić Sobieski uczuciami. Skoro alkohol można kupić na każdym rogu i o każdej porze, najłatwiej sięgnąć po taki sposób na smutek.
Nie współczuje alkoholikom, bo bardziej żal mi ich rodzin. Matek, co piorą zarzygane ubrania synów, żon, co ukrywają ślady pobicia i wciąż wierzą, że brutalni mężowie się zmienia ( przecież to dobry człowiek, tylko pije) dzieci, które nie miały dzieciństwa i przez całe życie będą nosiły w pamięci obraz zapijaczonego rodzica, skłonnego do koszmarnych awantur i przemocy. I ten wstyd za ojca, bo on nie ma zamiaru sam się wstydzić.
Pisarz mieszka na rogu ulicy, obok baru Pod Mocnym Aniołem i sklepu monopolowego. Wracając z odwyku, wstępuje najpierw na setkę do baru, a potem robi już porządne zakupy w monopolowym. I znów, i jeszcze raz, i jeszcze. Gdy przewraca się pod bankomatem, zawsze znajdzie się jakaś usłużna panienka, co mu pomoże wyjąć pieniądze na dalsze picie. Jerzy nie musi wynosić z domu ostatniego kwiatka swojej matki, jak mój sąsiad. Czekał z doniczką pod sklepem i chciał mnie uderzyć, gdy nie reflektowałam na paskudnego kaktusa. Wyłożył się przy tym jak długi, kwiatek połamał się na kawałki, sąsiad rozkwasił sobie nos, a ja okazałam się p... k.... co jest wszystkiemu winna.
Może gdybyśmy przestali pobłażać pijakom, pomagać im, naprawiać skutki ich nałogu, musieliby sami sobie poradzić. Ale to nigdy się nie stanie. Pijak rządzi.

Gaina


Poprawiony: poniedziałek, 27 stycznia 2014 11:36