Wielopokoleniowy dom dla dziecka |
Wpisany przez Stefan Zubczewski |
sobota, 25 maja 2013 14:06 |
Wielopokoleniawy dom dla dziecka
Bylibyśmy osobno, a jednocześnie razem, moglibyśmy sobie nawzajem pomagać. Ja uważam ten pomysł za nierozsądny. Lepiej moim zdaniem wybudować dla siebie wygodny dom, a córce wpłacić na konto pieniądze niech się sama urządza. Niech sama wybierze dzielnicę, a nawet miejscowość. Dlaczego mamy ją przykuwać do domu marzeń mojej zony? Co Pan o tym myśli? Kto ma rację: ja czy żona. Panie Tadeuszu Moja żona mieszkała pod Warszawą, w Falenicy. Był (i jest) tam dom wielopokoleniowy właśnie. Teściowie, brat mojej żony z małżonką i jego dwaj synowie. Po jakimś czasie jeden z synów ożenił się i z lekka rozmnożył. Drugi wykończył sobie pięterko z myślą o przyszłości. Ten pierwszy z żoną i dwojgiem dzieci pozostał "na dole". Na dole mieszkali więc: moi teściowe (2 osoby) z synem i jego żoną (2 osoby), oraz synem syna i jego małżonką oraz ich dwójką dzieci (4 osoby). Były to trzy pokolenia. Teść zmarł pierwszy, mając jakby sprawę z głowy. Teściowa zmarła po kilku latach (i tutaj przydało się wspólne zamieszkiwanie. Właśnie łatwość opieki nad "Babcią"). Narastał jednak konflikt pomiędzy żoną pierwszego z juniorów, a babcią i teściową. Konfliktem była kuchnia. Po pewnym czasie stanęły w niej dwie lodówki, wzrosło zużycie gazu bo dwa obiady, dwa śniadania itd. Konfliktowym miejscem stał się też wspólny salon z TV. Efektem cichych konfliktów stała się rozbudowa domu o kolejny salonik, kolejną przybudówkę, aż w końcu podjęto decyzję budowy drugiego domu. Dzisiaj sytuacja wygląda tak. Teściowie nie żyją, brat mojej żony owdowiał. Jeden z synów - ten z dziećmi - wybudował dom na tej samej zresztą działce, drugi z braci (ten co wykończył sobie pięterko) ożenił się i wyprowadził do żony, a w tym wielopokoleniowym domu z kilkoma salonikami, olbrzymią kuchnią kilkoma sypialniami i łazienkami pozostał sam brat mojej żony. Całą to olbrzymią kubaturę trzeba ogrzać, a na to nie stać za bardzo stypendysty ZUS w osobie brata mojej żony. W związku z tym jest tam zawsze zimno niestety. Nie bardzo można wynająć pokoje studentom na przykład bo daleko do miasta no i zimno. Jednym słowem stoi pusta landara z samotnym i nieszczęśliwym bratem mojej żony. Zatem czy warto budować dom WIELOPOKOLENIOWY???? Niech Pan, Panie Tadeuszu rozważy kupno kilku mieszkań w jednym, zamkniętym, nowoczesnym osiedlu. Mieszkania można wynająć, będą "na siebie pracować", a w miarę "rozpączkowywania" się rodziny będzie ona je zasiedlała. Każdy będzie miał swoje, a bliskość zostanie zachowana i co najważniejsze nie będzie Pan na codzień oglądać "ukochanych" dzieci i wnuków, nie będzie Pan musiał musiał kosić trawy, odgarniać śniegu i remontować dachu, pinować ogrzewania itd. Po sześćdziesiątce staje się to uciążliwe, niech mi Pan wierzy...
|
Poprawiony: czwartek, 09 stycznia 2014 15:12 |