Wypadki w rodzinnym gronie Drukuj
Wpisany przez Babcia Zosia   
wtorek, 29 czerwca 2010 09:36

Wypadki w rodzinnym gronie

Statystyki mówią, że dzieci najczęściej ulegają wypadkom w domu, a w domu wtedy, gdy trwa rodzinne spotkanie.

Dlaczego tak się dzieje?

Po pierwsze dlatego, że w domu czujemy się bezpiecznie, zatem z mniejszą uwagą pilnujemy dziecka. Tymczasem na każdym kroku, w domu właśnie (a zwłaszcza w kuchni)  coś mu może zagrażać: np. gorąca woda, rozgrzane żelazko, ostre przedmioty, igły i inne drobne elementy mieszczące się w buzi, środki chemiczne itp.

Po drugie gdy przychodzi do nas rodzina nasza uwaga rozprasza się na gości, a ponieważ są to nasi najbliżsi, z którymi przeważnie rozmawiamy o dzieciach, to wydaje nam się, że są one wprost otoczone opieką całego klanu. Każdy myśli, że ktoś inny pilnuje dzieci, przecież tak dużo naschodziło się babć i wujków. W efekcie dzieci pozostawiane są bez dozoru.

Po trzecie najbardziej zagrożone jest najmłodsze dziecko nie tylko dlatego, że jest ono najmniej samodzielne, bywa popychane czy potrącane przez starsze, ale również z tego powodu, że zapominamy czego ono jeszcze nie potrafi zrobić. Myślimy, że da sobie radę równie dobrze jak starsze dzieci.

 

Jaka uniknąć wypadków w rodzinnym gronie?

 

Wyznaczać dyżurnego do pilnowania dzieci. Musi to być zrobione wyraźnie: mówimy np. teraz wujek Jacek pilnuje dzieci. I Jacek musi się poświęcić, nie może siedzieć przy stole, czy flirtować ze szwagierkami. Ma pilnować dzieci. Po godzinie powinien ktoś go zmienić, ktoś znów wyraźnie wyznaczony.

 

Przypadki ku przestrodze, czyli konkretne okoliczności w jakich doszło do wypadków w rodzinnym gronie

1. W domu babci Ireny na pięterko prowadzą strome schody. Wszystkie wnuczki (jest ich pięcioro) uwielbiały oczywiście chodzić po tych schodach. Wszystkie były pilnowane tak długo, aż nauczyły się pokonywać schody w sposób bezpieczny. Żadne z czwórki starszych wnucząt nie miało złej przygody na schodach. Dopiero najmłodsza, dwuletnia Zosia spadła z nich i mocno się potłukła. Stało się to wtedy, gdy w domu było sześcioro dorosłych osób i wszystkie wnuczki. W całym rodzinnym, radosnym rozgardiaszu nikt specjalnie Zosi nie pilnował. Toteż nikt nie zauważył kiedy wspięła się na pięterko. Nikt też nie pilnował już schodów. Właściwie wszyscy zapomnieli jak mogą być one niebezpieczne dla małych dzieci, gdyż wszystkie starsze wnuczki od dawna bez problemu po nich biegały. No i biedna Zosia poturbowała się, na szczęście nie groźnie.

2. Na rodzinny zjazd przyjechało ponad 40 osób. Od babć po niemowlęta. Impreza odbywała się na Mazurach. Po obiedzie rodzina gremialnie wybrała się do lasu na spacer. Szli więc rodzice, ciotki, dziadkowie, starsze i młodsze dzieci, a także psy. Dorośli rozmawiali, lub wypatrywali grzybów, dzieciarnia biegała po krzakach. Po powrocie na kolację okazało się, że brakuje pięcioletniego Wojtusia. Nikt nie mógł sobie przypomnieć z kim Wojtuś szedł, gdzie odłączył się od Mamy, która, nawiasem mówiąc, także tego nie zauważyła, bo zagadała się ze swoją szwagierką. Po prostu nie można było ustalić kiedy zniknął rodzinie z oczu. Zdenerwowany Tata mówił do Mamy: przecież ty go miałaś pilnować. Mama miała pretensje do Babci, że ta nie trzymała Wojtusia za rękę. A Babcia znów była przekonana, że Wojtuś bawi się ze starszym rodzeństwem. Wszyscy wpadli w panikę. Dorośli rozbiegli się po lesie, nawołując Wojtusia. Młodzież i dziadkowie zostali w pensjonacie. Po godzinie nadaremnych poszukiwań od strony plaży naszedł Wojtuś. Okazało się, że spacer go znudził, bo nikt nie chciał się z nim bawić. Zawrócił więc, poszedł na plaże tam, gdzie obcy pan łowił ryby. Wojtuś usiadł sobie na pomoście i obserwował wędkarza tak długo aż zasnął.  A jak się obudził, to poszedł sprawdzić czy rodzice wrócili już ze spaceru. Wojtuś długo nie mógł zrozumieć, czemu rodzina tak bardzo ucieszyła się na jego widok. - Nie wiedziałem, że się zgubiłem – powiedział.

3. Dzieci jak wiadomo lubią colę, głównie dlatego, że nie wolno im jej pić. Ale na przyjęciach cola przeważnie jest obecna, przeważnie jako składnik drinków. Tak było i na imieninach Cioci Haliny. Panie sączyły słabe drinki z colą, dzieci w drodze wyjątku dostały po szklaneczce samej coli i tym miały się zadowolić. Spostrzegawczy Michaś (lat osiem) zauważył jednak, że szklanki z colą (i z wódką lub rumem, ale o tym nie wiedział) stoją czasem bez dozoru. Namówił swojego młodszego kuzyna Janka (lat sześć) i kuzyneczkę Madzię (lat siedem), że będą tej coli po troszeczku upijać tak, aby nikt nie zauważył. Dzieci świetnie się bawiły, były bardzo wesołe, nie zawracały dorosłym głowy ale po godzinie zaczęły dziwnie zataczać się, głupio chichotać, zasypiać.  Wyglądało to naprawdę źle. Rodzice zapakowali całą trójkę do samochodu i pojechali na pogotowie. Lekarz długo nie mógł postawić diagnozy aż najmłodszy Janek zwymiotował. Po sali rozszedł się zapach alkoholu. Zdumieni rodzice dowiedzieli się, że ich dzieci są pijane. Lekarz zawiadomił policję. Przeprowadzono, słusznie zresztą,  staranne dochodzenie nim ustalono, że to był tylko wypadek.

Pamiętajcie zatem: gdy wszyscy pilnują dzieci, to tak, jakby nie pilnował ich nikt.

Babcia Zosia

Poprawiony: niedziela, 05 stycznia 2014 11:57