O sztuce opowiadania Drukuj
Wpisany przez S.Z.   
poniedziałek, 01 października 2012 23:24
O sztuce opowiadania

"Babcia Polka" od dawna namawia do pisania opowiadań np. "Babcie o swoich babciach". Często chcecie, ale nie wiecie jak się do tego zabrać. Wydaje nam się, że pomocną będzie poniżej opisana pozycja którą polecamy. Tekst trochę "przydługi" ale wyczerpujący. Jak snuć opowieści, prawić baśnie, gawędzić i opowiadać historie. Vademecum praktyka
altOpowiadanie czyni z życia jedną całość, porządkuje je wciąż na nowo i pozwala nam – tak zupełnie mimochodem – przeżywać samych siebie. Na przykład doświadczać tego, że każdy z nas rzeczywiście potrafi opowiadać i że czyni to w niepowtarzalny, autentyczny, pełen wyrazu sposób. Kto początkowo nie ma po temu dość odwagi, może dzięki podanym przez Autorkę ćwiczeniom nauczyć się docierać do źródeł własnej kreatywności i wykorzystywać zdobyte możliwości dla ożywienia komunikacji. Nie mniej ważne jest poza tym nawiązywanie dialogu z własną fantazją oraz intuicją.
Książka wprowadza w tajniki sztuki opowiadania biograficznego, opowiadania baśni oraz teatru narracyjnego. Ukazuje możliwości wykorzystania sztuki opowiadania w pedagogice oraz w terapii. Nie pomija także problemu narracyjnych natręctw i nadużyć. Na zakończenie zaś proponuje Czytelnikowi opowieści jako prezenty. Jest to cenna publikacja dla tych wszystkich, którzy wobec zalewu anonimowego słowa płynącego z mediów starają się na nowo odkryć zapomnianą sztukę opowiadania.
Publikacja O sztuce opowiadania to podręcznik dla studentów, nauczycieli, terapeutów, duszpasterzy i pracowników społecznych, a także oczywiście dla rodziców, dla wszystkich babć i dziadków, którym dziecko często wdrapuje się na kolana i... tak bardzo prosi o jakąś opowieść.
 Słowo od redakcji do wydania niemieckiego
 
Sztukę posługiwania się żywym słowem można z pewnością nazwać jedną z zasadniczych kolumn, na jakich wspiera się cała waldorfska sztuka wychowania. Nie tylko w przedszkolu, lecz także w kolejnych latach nauki szkolnej każdego dnia dużo się dzieciom opowiada. Opanowanie umiejętności opowiadania, zarówno swobodnego, jak i w obrębie ustalonych form, przysparza jednak współczesnym pedagogom i rodzicom coraz więcej trudności. A przecież, jak stwierdza autorka książki O sztuce opowiadania, każdy człowiek potrafi opowiadać lub może się tego nauczyć. Każdy wychowca, jeśli tylko tego chce, potrafi dotrzeć do drzemiących we własnej duszy zasobów twórczych umożliwiająch snucie opowieści i swobodną ekspresję werbalną.
 Słowo od redakcji do wydania polskiego


SPIS TREŚCI:
Prolog:
Dominium komunikacji: opowiadanie       11

Część pierwsza: Opowieść o samym sobie…

„Nie potrafię opowiadać…”       28
Negatywne doświadczenia z przeszłości, lęki i zahamowania
narracyjne       29
Pięć filarów nauki opowiadania       34
„Umiem opowiadać!”       37
„Chodzenie”       41
Obrazy praźródeł i początków, raju i dzieci, krajobrazów,
ukochanych miejsc, ulubionych motywów i przedmiotów
miłych sercu       45
Dziecko opowiada       48
Dzieci opowiadają       49
Żywioły i „żywiołowe” opowiadanie       52
Baśń jako dostęp       62
Zabawa       69
Role i modele narracyjne       75
Niech zabawa w opowiadanie cię wyzwoli       79

Część druga: Swobodne opowiadanie

Zabawy i ćwiczenia czyniące opowiadającego bardziej mobilnym,
a tym samym przydające dynamiki jego opowieści       82
Zabawy zapoznawcze w kręgu       83
Zabawy percepcyjne       86
Ćwiczenia aktywujące naszą percepcję zmysłową       87
Zabawy narracyjne z elementami ruchu       95
Dźwięk i przejrzystość       97
Rytmy i rymy       99
Perspektywy – napięcie – stopniowanie      107
Tok opowiadania      111
Asocjacje i dysocjacje      112
Swobodne opowiadanie dla dzieci      115
Opowieści mojej babci      115
Receptywność      122
Opowiadanie dzisiaj      126
Wymyślanie historii – sposoby podejścia i skojarzenia      127
Drogocenna szkatuła      130
Fantazja      130
Fantastyka      132
Różne opowiadania dla ludzi w różnym wieku?      133
Swobodne opowiadanie dla dorosłych słuchaczy      136
Stosunek do słuchacza      138
Podróże imaginacyjne      140
Pośrednie włączanie słuchacza      142
Epicki  styl opowiadania      142
Dramatyczny styl opowiadania      148
Stosunek do narratora      151
Brak uprzedzeń      153
Postawa aktywnego słuchania      155
Świadoma akceptacja opowiadającego      156
Stosunek do samego siebie      157
Baśnie biograficzne      169
Przykładowa baśń      172

Część trzecia: Opowiadanie aranżowane

Opowiadanie baśni      177
Na tropach baśni: wprowadzenie do języka obrazów
i symboli      177
Baśń jako ścieżka praktyki dla narratora      184
Uczenie się baśni na pamięć      186
Teatr narracyjny      195
Środki inscenizacyjne jako pomoce w teatrze narracyjnym      197
Teatrzyk na stole albo inscenizacja ze stojącymi lalkami      206
Gra światła i cienia      213
Malowanie, rysowanie i materiał ilustracyjny      217
Muzyka      221
Wcielanie się w role i mowa niezależna      225
Teatrzyk współnarracyjny dla dzieci      229
Tytułem podsumowania tematu „teatrzyk narracyjny”      235

Część czwarta: Opowiadanie – Ars longa…

Narracyjne natręctwa i nadużycia      238
Pewna para małżeńska opowiada dowcip      240
Pedagogiczne aspekty opowiadania      243
Opowieść pedagogiczna      243
Tworzenie sprzyjających okazji narracyjnych      248
Analiza narracyjna, która wiedzie dość daleko
poza aspekty pedagogiczne      255
Pytania kluczowe      258
Skrypty      260
Gdybym był drzewem... – ciąg dalszy opowiadań      264
Terapeutyczne aspekty opowiadania      267
O uzdrawiającej mocy słowa      267
Opresja jako źródło opowiadania      269
Słuchacz odpowiada, opowiadając historię      276
Opowieści jako prezenty      280
Opowieści dla ciebie i dla mnie      280
Pierwsza historia      283
Druga historia      285
Podziękowanie      287
Narrare necesse est. Posłowie do polskiego wydania
(Michał Głażewski)      289
Zakres zastosowań ćwiczeń      313

Bibliografia      317
Bibliografia uzupełniająca (Barbara Kowalewska)      323

FRAGMENT:
Prolog:
Dominium komunikacji:
Opowiadanie

„Tam pokazali jej komórkę pod schodami, gdzie nie dochodziło światło dzienne, i rzekli:
– Wieloskórko, tutaj będziesz mieszkała i sypiała.
Następnie posłano ją do kuchni, gdzie nosiła wodę i drwa, rozpalała ogień, skubała drób, skrobała jarzyny, zamiatała i spełniała najgorszą robotę.
Żyła tak Wieloskórka przez długi czas.
„O, piękna królewno, co się z tobą stało!”
Po skończeniu pisania książki o sztuce opowiadania powróciłam do niej myślami raz jeszcze i zastanawiałam się, cóż by można skreślić we wstępie do niej. I wtedy przyszła mi do głowy baśń braci Grimm Wieloskórka. Dlaczego właśnie ta baśń? Otóż uważam, że może ona służyć za doskonałą ilustrację doli „opowiadania”, które w naszych czasach wiedzie żywot równie nędzny jak owa baśniowa Wieloskórka, zapoznane, zapomniane, podupadłe. Trudno już nawet zdefiniować, czym dzisiaj jest opowiadanie, podobnie jak owa dziewczyna okryta płaszczem z pozszywanych byle jak najrozmaitszych skórek zwierzęcych, kocmołuch, którego właściwe miejsce jest w kuchni (a wiadomo, że właśnie w kuchni sztuka opowiadania od zawsze znajdowała podatny grunt). Również Wieloskórka przeżywa wręcz niewiarygodny proces wyobcowania, oderwania od własnej tożsamości. Bo kimże właściwie jest to „wieloskóre zwierzątko”? Ludzie niby ją znają, ale tak naprawdę to nie znają jej wcale. Nie traktują jej tak, jakby na to zasługiwała, każą mieszkać w komórce pod schodami zamiast w przestronnych pałacowych komnatach. Nawet w kuchni nadaje się w ich mniemaniu tylko do „brudnej” roboty. A wszak w rzeczywistości jest ona królewską córką: kiedy niekiedy spod zgrzebnej materii płaszcza przebłyskują suknie złote, srebrne i gwiaździste, a w zupie, którą Wieloskórka gotuje dla młodego króla, jako znaki rozpoznawcze trzykrotnie umieszcza przedmioty ze złota.
Wszystkie te metaforyczne obrazy pasują również do sztuki opowiadania. Współcześnie ludzie już niemal zupełnie zatracili świadomość, czym właściwie jest opowiadanie i czym może się stać. Wprawdzie każdy z nas uważa, że wie, co to słowo znaczy, ale w gruncie rzeczy cała ta wiedza ogranicza się do przekonania, iż opowiadać to znaczy na przykład poinformować kogoś o czymś, co mi się przydarzyło. Dzięki temu, że opowiem, ktoś inny też będzie wiedział o tym. A jeśli opowiem o jakimś przeżyciu, które mi ciąży, to doznam ulgi. Przeżycie, które zostało opowiedziane, niejako odłącza się ode mnie, otrzymuje konkretną postać; wtedy z dystansu mogę mu się lepiej przyjrzeć i uporać z nim. Przestaje mi dokuczać tak bardzo jak wówczas, gdy żyło tylko we mnie.
A tak w ogóle to opowiadanie daje rozrywkę, ciepło, sprawia radość. Może ekscytować i trzymać w napięciu, a nawet wzbudzać lęk; wszystko zależy od sytuacji. Prawi się baśnie, opowiada historie, bawi się opowiadaniem jako formą gry towarzyskiej, inscenizuje teatrzyki narracyjne, no w sumie improwizuje i wymyśla różności. Cała ta charakterystyka jest prawdziwa, jednak wciąż odnosi się bardziej do opowiadania wiodącego anonimowy żywot Wieloskórki niż do sztuki opowiadania, która jest królewną. To właśnie tę sztukę trzeba odkryć na nowo. Jesteśmy głęboko przeświadczeni, że z całą pewnością ma ona inne cechy i o wiele więcej zalet niż Wieloskórka. Królewnę można było rozpoznać dzięki nagłemu zalśnieniu utkanej z gwiazd sukni oraz tajemnym znakom przywołującym wspomnienie jej ongisiejszej ojczyzny. Otacza ją niebywała oziębłość i dystans ze strony obcych ludzi, lecz ona wciąż się przeistacza –
raz jest wieloskórym zwierzątkiem w kuchni, a potem znowu staje się królewną, która tańczy na balu z młodym królem. I te właśnie dwie możliwości kryje też w sobie sztuka opowiadania. Także opowiadanie dysponuje potencjałem sprawczym czynienia przemiany i przywoływania symboli pamięci, które działają na każdego z nas. Gdy opowiadamy, coś się z nami dzieje, czujemy to. Bo gdy docieramy do naszych własnych sił twórczych, nierzadko głęboko ukrytych i z pozoru zupełnie zapomnianych, gdy przebijamy się do nowych warstw energii życiowej, a dzięki temu zgłębiamy nasze wewnętrzne bogactwo, gdy przeżywamy siebie jako integralną całość, wtedy również sami się zmieniamy. W pewnym sensie dopiero wówczas my również przemieniamy się w samych siebie. Ale czy możliwa jest przemiana w samego siebie? Otóż tak. Zrozumiemy to, jeśli uprzytomnimy sobie, jak często właśnie nie jesteśmy sobą, jak z jednej strony warunki współczesnego życia, z drugiej zaś nasza własna nieuwaga, małostkowość i pospolitość powodują, że gramy role, które nie mają nic wspólnego z tym, czego byśmy właściwie pragnęli. I dlatego, jeżeli po doświadczeniu takiej wymuszonej nieautentyczności udaje się nam znowu odnaleźć własną istotę, powrócić do samych siebie, to oznacza to ogromną przemianę. Odkrywamy wtedy w sobie różne niespodziewane zdolności, uzyskujemy dostęp do intuicji. Owe twórcze siły przemiany są czymś fascynującym, są prawdziwymi cechami charakteru królewskiej córy – sztuki opowiadania. I właśnie te siły są dla mnie szczególnie ważne. Chciałabym pokazać, w jak wielu dziedzinach codziennego życia działają takie siły przemiany i jak można na powrót je w sobie świadomie odnaleźć.
Chodzi mi przy tym tylko o opowiadanie ustne, bo tego rodzaju siły i właściwości są powiązane w niewytłumaczalny sposób wyłącznie ze słowem mówionym. Oddziaływa ono bowiem o wiele silniej niż słowo pisane. Słowo mówione oddycha i żyje: porusza nas, jest bezpośrednie i pierwotne. Zapisane, zostaje natychmiast zredukowane do znaku, dającego się porównać z nutą na pięciolinii. Rozum i uczucie potrafią wprawdzie takie znaki odczytać i zrozumieć, jednak naprawdę ożyją one dopiero wówczas, gdy doświadczymy ich zmysłami. Dopiero gdy będziemy zdolni do słyszenia słowa nie tylko uszami, ale również sercem, odzyska ono witalność i moc. Jednak naprawdę ważkim słowo staje się dopiero wtedy, kiedy zostaje wypowiedziane przez człowieka do człowieka. Słowo potrzebuje człowieka, który je wypowiada, i człowieka, który go słucha.
Czasem wydaje mi się, jakbyśmy dzisiaj zatracili już całe mnóstwo z owego uzdolnienia, daru słyszenia słowa i wrażliwości na jego przemieniające moce, na owo: „świat zaczyna wzbierać pieśnią, skoro tylko natrafisz na magiczne słowo” (Eichendorff). Albo, jak wyraża to Novalis: „wtedy cała nieprawość świata umknie przed mocą jednego tajemnego słowa”. Czy w dawnych czasach ludzie mieli inny stosunek do słowa? A może żyli bliżej Słowa Stwórcy? Tego nie wiemy. A jednak doznaję szczególnego wzruszenia za każdym razem, gdy otwieram opracowany przez braci Jakuba i Wilhelma Grimm Wielki słownik języka niemieckiego i gdy na rycinie strony tytułowej każdego z 32 tomów oglądam Anioła dzierżącego w dłoniach tablicę z napisem: „Na początku było Słowo”. Zatem jeszcze zaledwie 150 lat temu bracia Grimm mogli taką alegorią rozpoczynać pracę o charakterze naukowym.

Na początku było Słowo

Jeśli rzeczywiście punktem wyjścia uczynimy Słowo, mające moc tworzenia, a nie listę formułek, które można powielać, to w następnej kolejności nasunie się nam wyobrażenie, że wszystko, co stworzone, co stało się „ciałem” wypływającym ze słowa-prapoczątku, może ponownie stać się Słowem, zdolnym do opowiadania, ba, nawet tworzenia, kreowania świata. I rzeczywiście we wspomnianym słowniku braci Grimm pod hasłem „opowiadać” odnajdujemy jako przykładowe zwroty: „dzień dniowi głosi opowieść”, to znaczy„ chwałę Boga” (Ps 19, 3), albo też: „opowiedzą ci ryby w morzu” (Hi 12, 8). A więc wszystko, co stworzone – dzięki sile mającej swe źródło w owym prapoczątku – potrafi „opowiadać” we właściwy sobie sposób i we własnym języku. Oczywiście potrafi to również człowiek.
Tamte czasy i poglądy zdają się należeć już definitywnie do przeszłości. Z upływem stuleci ludzie odzwyczaili się od opowiadania. Bo i po co? Skoro wszędzie otaczają nas nagrania audio i obrazy telewizyjne, które robią to przecież o wiele lepiej.
Ale czy możemy sobie na to pozwolić, aby słowo mówione, ustne opowiadanie, wraz ze wszystkimi właściwymi mu żywymi siłami przemiany, z całą tą żywą sztuką, z całą zawartą w nim grą znaczeń, popadały coraz bardziej w zapomnienie?
Uważam, że nie możemy dopuścić do tego, zwłaszcza w sytuacji natłoku symptomów wyobcowania, które w coraz większym stopniu grożą zawładnięciem nami i już dawno zaczęły przysparzać nam cierpień – niezależnie od tego, czy jesteśmy tego świadomi, czy nie. Jesteśmy dzisiaj więźniami wielu różnych diabelskich kręgów świata, który sami stworzyliśmy. Ba, w tym świecie w swoisty sposób snuje również własną opowieść cały „wszechświat”, a mianowicie stworzona przez nas, ludzi, galaktyka mediów. Powoli zaczynamy jednak na powrót tęsknić za własnym, autentycznym opowiadaniem. I choćby nawet to opowiadanie było tysiąc razy mniej doskonałe, to ono będzie prawdziwe, bo płynące z nas samych, z żarliwości serca.
Nie potrafimy powiedzieć na pewno, co mogłoby nas wyzwolić z tego uwięzienia. Jeżeli jednak chociaż raz będziemy świadkami sytuacji, w której ktoś naprawdę opowiada, to powstanie w nas nagle przeczucie możliwości i potęgi przemieniającej siły tego nowego typu komunikacji. A wtedy nasz umysł stanie się przytomny i gotowy do wyrwania się z owych diabelskich kręgów, do których tak nawykliśmy.
A gdyby tak dać temu początek, rozpoczynając od opowiadania audytorium złożonego z dzieci? Czyż w ten sposób sami nie zaczęlibyśmy się uczyć tej lekcji zapoznanego języka?
Uprzytomnijmy sobie, ile by się zmieniło, gdybyśmy zaczęli ćwiczyć opowiadanie dla potrzeb tego właśnie zakresu komunikacji, gdybyśmy znowu zaczęli opowiadać dzieciom historie:
Po pierwsze, w świecie, w którym człowiek znowu opowiadałby drugiemu człowiekowi, autentycznie i z potrzeby serca, pojawiłoby się więcej ciepła, poczucia wspólnotowej więzi i bezpieczeństwa, ludzie postrzegaliby siebie bardziej podmiotowo, otwierając się na siebie i wzajemnie akceptując. Opowiadanie stwarza sytuację swoistego sprzężenia zwrotnego: słuchacz także jest skłaniany do wypowiedzi na temat tego, co usłyszał, do dzielenia się własnymi doświadczeniami. Wtedy dzieci nie tylko przysłuchują się opowiadanym historiom, lecz także ich własne opowieści znajdują uważnego słuchacza. Również one mają prawo rościć sobie status partnerów narracyjnych i jako takie zasługują na szacunek i akceptację. Jednak sytuacja współczesnych dzieci, często nawet maluchów w wieku przedszkolnym, jest zaprzeczeniem tej tezy: są one wydane na pastwę anonimowego przekazu mass mediów, który je przerasta i przytłacza. Mass media prowadzą do alienacji, pozostawiając je samym sobie, podczas gdy ustna komunikacja narracyjna stwarza atmosferę bezpieczeństwa i akceptacji w afirmującym kontakcie z bliskimi dziecku ludźmi. W obliczu scen budzących lęk dzieci nie mogą już wdrapać się na kolana dorosłych, aby znaleźć tam bezpieczne schronienie. Ich percepcji brakuje uzupełniających, ważnych informacji, które niosą ze sobą mimika i gestykulacja, a które pomagają im dojść do ładu z tym, co usłyszały.
Drugi aspekt odnosi się do mowy: jeśli dzieciom się opowiada i jeżeli one same również opowiadają, to rozwija się u nich kultura słowa, czyli kultura mówienia i prowadzenia rozmowy. Dzieci potrafią wtedy wyrażać swoje uczucia i mają do nich świadomy stosunek. Uczucia niewypowiedziane pozostają niejasne, rozproszone i niewyraźne, są trudne do kontrolowania, podczas gdy nadanie tym procesom emocjonalnym nazwy i postaci prowadzi do ich uświadamiania sobie, dzięki czemu człowiek może czerpać z nich korzyści.
Poza tym opowiadanie, należące do oczywistej praktyki życia codziennego, pozwala zrozumieć, że każdy człowiek ma własny stosunek do słowa, że opowiadając, posługuje się własnym językiem, który może wciąż doskonalić i rozwijać, i że wraz z tą ewolucją językową sam może się przeistaczać.
Trzeci aspekt jest jeszcze ważniejszy: jeśli ustne opowiadanie nie należy do zwyczajów, jeżeli nie jest zakorzenione w kulturze życia codziennego, to nabiera posmaku czegoś nadzwyczajnego – czegoś, czego „zwykły człowiek” nie potrafi i co należy pozostawić profesjonalistom bądź ofercie programowej mass mediów. Naszemu doświadczeniu zgoła obcy jest fakt, że każdy człowiek potrafi żywo opowiadać również o własnych przeżyciach dnia powszedniego. Może to u dziecka ukształtować przekonanie, że osobiste przeżycia codzienne, a zatem bardzo istotna część własnej egzystencji, są indyferentne, czyli pozbawione znaczenia i walorów narracyjnych. Mając do nich tak negatywne nastawienie, dzieci poświęcają im coraz mniej uwagi, aby ostatecznie w ogóle wypchnąć je ze świadomości. Taka postawa prowadzi jednak niechybnie do powstania poważnych deficytów w zakresie poczucia własnej wartości i dzielności życiowej. Niebezpieczeństwo ulegnięcia tego rodzaju procesom wyobcowania jest natomiast o wiele mniejsze u dzieci, które rozwijały się, doświadczając dobroczynnego wpływu opowiadania, kiedy człowiek mówi do drugiego człowieka.


Babcia opowiada

Po czwarte: dzięki żywemu słowu powiększa się nasza wiedza o ludziach. Wraz z przeżywaniem opowiadanych treści zawsze również dociera bowiem do naszej świadomości odzwierciedlenie zarówno osoby samego opowiadającego, jak i sytuacji życiowej, w jakiej się on w danej chwili znajduje. Słuchając opowiadania, dzieci doznają tego najpierw przede wszystkim podświadomie, z czasem stają się jednak przez to w sympatyczny sposób coraz bardziej wrażliwe na człowieka i uczą się szacunku i miłości do ludzi.
Po piąte: ważne jest to, że w przeciwieństwie do sztywno, definitywnie zapisanych nagrań dźwiękowych, które oferują np. audiobooki, przekaz ustny uczy – szczególnie przez swoje powtórzenia i powroty do wątków – że każdą sprawę i każde zdarzenie z życia można rozpatrywać z kilku różnych stron. Wszystko może podlegać modyfikacjom, a nawet ulec całkowitej przemianie. Z praktyki terapeutycznej wiemy, jak trudno jest osobom dorosłym przepracować, zmienić i w nowy sposób włączyć do własnego życia różne oceny i przekonania, które zestaliły się w nich „jak beton” już we wczesnym dzieciństwie. Natomiast ludzie, którym w dzieciństwie opowiadano i którzy sami nauczyli się opowiadać, zdobyli tym samym oczywistą umiejętność patrzenia na wydarzenia własnego życia jako na otwarty proces nieustannych zmian.
Na końcu wymieńmy jeszcze kluczowy punkt szósty: rozwijanie wewnętrznej postawy receptywnej. Mam tu na myśli wewnętrzne wsłuchiwanie się we własną intuicję, która jest nierozłącznie powiązana z opowiadaniem ustnym.
Ta postawa receptywna zostanie jeszcze omówiona obszerniej w związku z formą swobodnego przekazu ustnego. Jest ona nam niezbędna podczas każdego aktu twórczego, w trakcie gry i zabawy, wszędzie tam, gdzie działamy słowem, gdzie słowa „ważymy” i ich próbujemy, gdy prowadzimy wewnętrzny dialog oraz słuchamy. Ów wewnętrzny głos intuicji wywiera istotny wpływ na słowo mówione. Już w dzieciństwie powinniśmy uczyć się słuchać tego głosu i uwzględniać go w działaniu. Jeśli postępujemy inaczej, jeśli takiego wewnętrznego dialogu nie ćwiczymy, ale go tłumimy, albo wręcz zupełnie zaniedbujemy i przymuszamy do zamilknięcia, to w konsekwencji cały ogromny obszar własnej intuicji staje się nam obcy, a w krańcowym wypadku ulega nawet całkowitemu zatraceniu.
Zwróciliśmy uwagę na deficyty i rozdarcia mające korzenie w okresie dzieciństwa, ponieważ uprzytamniają nam one wielość symptomów wyobcowania, jakie często wyciskają piętno na całym późniejszym życiu współczesnych ludzi. Deficyty z dawnych lat objawiają się u dorosłych jako niepewność i zaniżona samoocena. To stanowi wyjaśnienie zdania, które tak często można usłyszeć: „Nie umiem opowiadać!” A czynniki powodujące niepewność zyskują jeszcze na intensywności, gdy dorośli całkowicie rezygnują z ustnego przekazu narracyjnego i z budujących zaufanie interakcji międzyludzkich i zadowalają się namiastką w postaci gotowych szablonów oraz przeżyć „z drugiej ręki” oferowanych przez mass media. Te ostatnie nie mogą jednak nigdy zastąpić rzeczywistego poznawania i odnajdywania siebie w trakcie autentycznego opowiadania i słuchania opowiadającego przez drugiego człowieka. „Opowieści medialne” są na ogół tak statyczne i nieprzejrzyste, że nie pozostawiają nam już ani odrobiny swobody potrzebnej do realizacji własnych pomysłów i rozwijania swoich sił twórczych.
W stadium akumulacji nabytych kompleksów niższości dorośli dochodzą zwykle z lubością do przekonania, że kultywowanie w opowiadaniu żywego słowa jest czymś niesłychanie trudnym, a nawet budzącym lęk. Twierdzą przy tym, jakoby gry i zabawy słowne, czy w ogóle sztuka opowiadania, nigdy nie należały do ich repertuaru. Nie, oni nie potrafią opowiadać. Nigdy, przenigdy nie uda im się mówić językiem prawdziwie narracyjnym. Jeżeli opowiadanie nie jest zwyczajnym „paplaniem”, to znaczy nie ma znamion porozrywanego, nieciągłego stylu mowy potocznej, jeśli nie jest ustawiczną gadaniną ani mędrkowaniem języka naukowego, to w takim razie czymże ono jest?

„Tym, co płynie z przepojenia, spełnienia własnego serca”.

A zatem tego właśnie nie potrafię w żadnym wypadku!

Skoro swobodne opowiadanie nigdy nie jest zaplanowane od początku do końca, a więc nie jest odtworzeniem ułożonego wcześniej, perfekcyjnie zredagowanego tekstu, jeśli nie jest to też monolog (nawet gdy opowiadający przez cały czas mówi sam), to w czymże taki człowiek może znaleźć oparcie w swym zwątpieniu?

„W zaufaniu do samego siebie. Trzeba po prostu pozwolić słowom płynąć ze środka, z własnego wnętrza, ze swoich sił witalnych”.

Ależ to chyba niemożliwe!

„O, piękna królewno, co się z tobą stało!”

A cóż takiego uczyniła nieszczęsna królewna, owa Wieloskórka, siedząc w komórce pod schodami, „gdzie nie dochodziło światło dzienne”, gdzie nie docierał ani jeden promień słonecznego światła?
Otóż przypomniała sobie, że w łupinie orzecha przechowywała gwiezdne suknie ze swojej ojczyzny (orzech włoski jest obrazem ludzkiej głowy i ludzkiego mózgu). Jako pierwszą wybrała „suknię tak złotą jak słońce” – żyła przecież w ciemności, zupełnie pozbawiona słonecznego światła – i poszła na bal, na pół godziny. A zaraz potem odziała się znowu w swoją codzienną zwierzęcą skórę i jako „wieloskóre zwierzątko” powróciła do zajęć kuchennych. Na polecenie kucharza ugotowała dla króla chlebową zupę, „jak mogła najsmaczniej, potem zaś włożyła do talerza swój złoty pierścionek”.

Cóż za wyzwanie!

Jeśli przesłanie tej baśni odniesiemy do siebie i zechcemy wziąć przykład z Wieloskórki, to będzie znaczyć, że idąc w jej ślady, my również rzucamy wyzwanie ciemności i wyobcowaniu, aby odzyskać wewnętrzne światło i przestrzeń – wbrew ścieśnieniu i małości, tak blisko spokrewnionym ze strachem. Powinniśmy uprzytomnić sobie, kim jesteśmy w rzeczywistości, a kim właściwie chcieliśmy być niegdyś, zanim wyrosły w nas owe mury, wykluczenia i alienacje. Powinniśmy się zastanowić, dokąd zmierzamy.
W ten sposób osiągniemy nowy poziom – poziom „prawdziwości”, co otworzy przed nami szerokie pole do podejmowania inicjatyw działaniowych. Ta inna świadomość jest niczym przebranie się w zupełnie nowy strój. I podobnie jak szata działa nie tylko na świat zewnętrzny, lecz również czyni człowieka, który ją nosi, tak też przemienia się wtedy nasze opowiadanie. Nabiera rozmachu i gdy tylko zechcemy, może sięgać aż po krańce wszechświata albo docierać do jądra tajemnicy relacji „ja”–„ty”.
Gdy jako osoba opowiadająca uczynimy już ten pierwszy krok, to w kontakcie wzrokowym ze słuchaczami odczujemy nastrój oczekiwania i gotowość do przyjęcia tego, co nowe. W gruncie rzeczy każdy człowiek chce otworzyć się na działanie sił przemiany, dlatego od tego momentu możemy z ufnością zawierzyć opowiadaniu i jego przemieniającym siłom. Na swój sposób opowiadanie wyzwala w nas całą komunikacyjną moc twórczą. Akt opowiadania nie ogranicza się do tego, że znajdując się w roli narratora, relacjonujemy jakieś przeżycie i jednocześnie zachowujemy receptywną postawę przypominania go sobie. Narracja wymaga też od nas ciągłej elastyczności i kontrolowania poprawności zrozumienia naszego opowiadania przez słuchaczy: utrzymując z nimi kontakt wzrokowy i „wsłuchując się wewnętrznie” w ich reakcje, upewniamy się, czy nas rozumieją, a zatem czy mogą „prawidłowo” przeżywać opowiadaną historię. Pomaga nam w tym ich aktywne słuchanie, domyślanie się, co będzie dalej, dopowiadanie sobie treści, mimika, gesty, komentarze i pytania, co w rezultacie sprawia, że zawsze możemy być ciekawi, co też takiego przyniesie to narracyjno-receptywne spotkanie ludzi, co stanie się z historią, a co z nami. Za każdym razem bowiem powstaje coś zaskakująco nowego, za każdym razem jest inaczej.
Opowiadanie nigdy więc nie przybiera postaci gotowego i zapakowanego już towaru. Z samej swej natury jest żywym procesem, którego początek wyznacza zaufanie i który niesie w sobie własną wartość. Jest czymś witalnym, nowym i niemożliwym do przewidzenia z góry. W przeciwieństwie do ostatecznej postaci opowiadania utrwalonego na piśmie przekaz ustny posiada wszystkie powabne walory tymczasowości i zamienialności. A to wszystko, co się z nim wiąże, również omyłki, szukanie słowa i zająkiwanie się, nakierowuje nas na nieznane drogi i wyprowadza z wyalienowania formalnej poprawności ku własnym słowom, niosącym wolność i spełnienie.
Przystąpmy zatem teraz do pracy i ugotujmy tę zupę chlebową „najsmaczniej jak umiemy”. A może też włóżmy do niej pierścionek jako znak przypominający o tym, że w twórczym myśleniu wszystko spójnie łączy się ze wszystkim – niczym w żywym organizmie. Wtedy ten pierścionek stanie się rzeczywiście złoty.

Zupa chlebowa jest strawą życiową, tak samo jak opowiadanie jest pożywieniem dla nas i naszych słuchaczy. Ale jej ugotowanie oznacza też pracę, której trzeba się najpierw na nowo nauczyć. Stworzyłam w tym celu zestaw ćwiczeń. Tematem pierwszego ich rodzaju jest stosunek opowiadającego do samego siebie. Chodzi w nich o to, aby mimo rozlicznych i tak charakterystycznych dla współczesności procesów wyobcowania i dezintegracji odzyskać zaufanie do siebie, jako że jest ono nieodzowną podstawą sztuki opowiadania. A wtedy Matka-Mowa scala nas i dokonuje przemiany w nas samych – tych prawdziwych nas.
Następna grupa zadań to ćwiczenia odnoszące się do dwóch różnych sposobów opowiadania: swobodnego, improwizowanego oraz takiego, które ma formę zaaranżowaną i które przygotowuje się odpowiednio wcześniej.
Już we wspomnianym kompendium autorstwa braci Grimm, pod hasłem „opowiadać” można przeczytać, że:
Należy odróżnić lekki, swobodny przekaz w rozmowie od przemyślanej, uroczystej mowy, aczkolwiek obie formy się zazębiają (Deutsches Wörterbuch, III, s. 1076).
W obu formach można wyraźnie wyczuć oddziaływania twórczych sił zabawy i sztuki. Zabawa zaznacza swój wpływ raczej w „lekkim, swobodnym” sposobie opowiadania, sztuka natomiast, owa „technologia” estetyczna, manifestuje się przede wszystkim w „przemyślanej, uroczystej mowie”. W praktyce obie formy, swobodna i aranżowana, wykazują wiele cech wspólnych, nieustannie się zazębiają, krzyżują. Dzieje się tak rzecz jasna również w tej książce. I musimy się z tym pogodzić, opowiadanie bowiem jest procesem tak witalnym, tak dynamicznym, że ostatecznie – na szczęście! – nigdy nie poddaje się próbom sformalizowania, sztywnej strukturyzacji. Jednak mimo występowania okazjonalnych koligacji tych obu form narracyjnych będziemy je omawiać osobno, aby lepiej można było rozpoznać ich cechy specyficzne i łatwiej je ćwiczyć.
Ostatni rozdział to przede wszystkim plon moich doświadczeń zawodowych w zakresie opowiadania, a zwłaszcza tych, których dostarczyły mi zajęcia ze studentami pedagogiki społecznej. Dzięki nim uświadamiałam sobie coraz wyraźniej, jak wielkie znaczenie ma opowiadanie jako dziedzina dydaktyki i teorii komunikacji. Zaczęłam organizować seminaria i warsztaty poświęcone samopoznaniu, w których z czasem zaczęli brać udział nie tylko nauczyciele i studenci, ale również ludzie różnorakich profesji, reprezentujący różne pokolenia. Na tych seminariach opowiadaliśmy sobie historie, ale oprócz tych ćwiczeń narracyjnych doznawaliśmy w zupełnie odmienny, ożywczo nowy sposób samych siebie, stwierdzając, jak ogromnym wewnętrznym bogactwem środków wyrazu dysponuje każdy, naprawdę każdy człowiek. Owocem tych doświadczeń jest pierwsza „zasada” sztuki opowiadania:


Każdy człowiek potrafi kompetentnie opowiadać.

Opowiadanie posiada moc pobudzania zmysłów, mobilizowania sił żywotnych i podsycania radości bawienia się nawet u osoby nieśmiałej, o zaniżonej samoocenie, o ile tylko się przełamie i zacznie mówić. Opowiadanie otwiera nam dostęp do naszych możliwości twórczych i stymuluje procesy świadomości i samopoznania, ponieważ często przeżycia i różne życiowe relacje docierają tak naprawdę do świadomości, czy nawet ukazują nam swój sens, dopiero wówczas, gdy opowiadając, odtwarzamy je, nadajemy im własną postać. Jeśli później, na skutek zmienionych okoliczności życiowych i naszych poglądów, przeżycia przestają pasować do przydanych im struktur znaczeniowych, to należy opowiedzieć je inaczej, aby wpasować je w inny, odpowiedniejszy układ sensów i wartości. Ale właśnie dzięki temu uzyskujemy nowy wgląd w siebie i w świat, dokonujemy istotnej integracji własnej tożsamości.
Moje zajęcia warsztatowe pokazały, że u wielu ludzi budzi się tęsknota za własnym działaniem artystycznym, pragnienie indywidualnej samorealizacji i odnalezienia w sobie od nowa żywiołowości i integralności osobowej. Takie pragnienia są fundamentem, na którym można zacząć rozwijać radość opowiadania, postawę pronarracyjną, styl językowy oraz narracyjną sprawność. Jednak koniecznym warunkiem zapoczątkowania tych wszystkich procesów jest uczenie się nie tylko sztuki opowiadania, lecz również kunsztu słuchania. „Każde opowiadanie ustne jest w gruncie rzeczy dialogiem, nawet wtedy, gdy słuchacz milczy”. Dopiero obecność słuchacza „wywabia” opowieść, a nawet przydaje jej określony kierunek. Choć może brzmi to osobliwie – słuchacz jest współtwórcą opowieści. I dlatego w tej książce przyznaję mu należne ważne miejsce.
Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że chociaż w naszych staraniach na rzecz restytucji opowiadania ustnego możemy adaptować niektóre elementy z tradycyjnych, dawnych sposobów opowiadania, to jednak w dzisiejszych czasach wymaga ono stosowania nowych strategii. Ale za to może nam ono ofiarować coś innego niż to, co ongiś należało do niemal oczywistej praktyki minionych wieków. Każdy proces, którym w naszych czasach kieruje wola i który jest wysiłkiem woli człowieka aranżowany, niesie w sobie szansę na świadomą asymilację, a tym samym na odnalezienie samego siebie.
Do tego procesu należy również poznanie, że sztuka „dobrego” opowiadania nie opiera się w pierwszym rzędzie na umiejętnościach formalnych. Sama dopiero z czasem musiałam się przekonać w ewidentny sposób, że chodzi tu – zwłaszcza na początku – przede wszystkim o zdobycie zaufania do siebie, o pozytywną samoocenę, jak też o owo odkrywanie i otwieranie dostępu do własnych możliwości twórczych. A te cechy mają wiele wspólnego z zabawą, grą, spontanicznością, akceptacją, postawą receptywną, intuicją i fantazją, a więc z siłami, którymi naturalnie dysponowaliśmy kiedyś w dzieciństwie. Jeśli uda się nam obudzić owe siły dzieciństwa, to również nasze opowiadanie będzie autentyczne i właśnie dlatego „dobre”. Zapoznając się z kolejnymi stronami tej książki, Czytelnik zrozumie, że w opowiadaniu zawsze chodzi o to kryterium autentyczności, natomiast nigdy nie chodzi o sprostanie jakimś normom. Stąd konsekwentnie najważniejsza będzie dla nas przede wszystkim praca nad sobą i własną witalnością, bo wtedy nasze opowiadanie zupełnie samoistnie się nią nasyci. Druga „zasada sztuki opowiadania” będzie więc miała następujące brzmienie:
Opowiadanie jest zawsze wyrazem i skutkiem naszej wewnętrznej witalności.
Także trzecia zasada wynika logicznie z naszych dotychczasowych rozważań:
Jeśli podejmiemy wyzwanie, jakie niesie ze sobą opowiadanie ustne, to przemieni nas ono w nas samych i obudzi w nas nowe i często nawet nieprzeczuwane siły i możliwości.
Odpowiednio do tych zasad uczestnicy moich warsztatów narracyjnych regularnie formułowali pragnienie realizacji etapów procesu uczenia się w następującej hierarchii ważności:
1.    Zbudowanie zaufania do samego siebie: wypracowanie strategii umożliwiających opowiadanie „z samego środka siebie”, opierające się na poczuciu bezpieczeństwa i osobistej kompetencji; odwaga rozwijania własnych uczuć i tworzenia obrazów imaginacyjnych oraz wyrażania ich własnymi słowami.
2.    Zaufanie do słuchaczy, co pozwoli na opowiadanie im własnych historii i na słuchanie tych, które oni opowiadają, a dzięki temu umożliwi wyrwanie się z diabelskich kręgów społecznej izolacji i stereotypowych ról społecznych.
3.    Ćwiczenie metod opowiadania na konkretnie określone tematy, czyli nauka sposobów i technik opowiadania, jak również poznanie i stosowanie pomocniczych środków narracyjnych.
Książka opiera się w swojej strukturze zasadniczo na tej właśnie konstrukcji. Przedstawimy wypracowane na seminariach i warsztatach fazy nauczania i uczenia się, jak też doświadczenia i przykłady narracyjne pozyskane w innych okolicznościach.
W żadnym miejscu mojej książki nie zwracam się jednak wyłącznie do studentów i pedagogów. Przecież każdy człowiek potrafi kompetentnie opowiadać i dlatego pragnę również zachęcić do lektury każdą matkę, każdego ojca i w ogóle wszystkich, którzy chcieliby poszerzyć własny potencjał twórczy i pozyskać nowe doświadczenia w sferze opowiadania oraz zabawy i wyobraźni narracyjnej.


O Autorce:
Profesor Christel Oehlmann urodziła się na Mazurach. Studiowała germanistykę, historię, teatrologię i psychologię na Uniwersytetach we Freiburgu, Monachium i Getyndze. „Sztuką opowiadania” zajmowała się już wtedy, gdy (pod kierunkiem Wolfganga Kaysera) pisała rozprawę doktorską na ten temat, a dotyczącą prozy E.T.A. Hoffmanna. Przez wiele lat pracowała jako nauczycielka w gimnazjum, a także w internacie szkolnym w Holzminden. Od 1972 roku jest profesorem na Wydziale Pedagogiki Społecznej przy Szkole Wyższej w Hildesheim (Niemcy Północne; Fachhochschule Hildesheim, Fachbereich Sozialpädagogik). W swojej pracy pedagogicznej zajmuje się w szczególności takimi zagadnieniami, jak: komunikacja oraz gra i zabawa. Profesor Christel Oehlmann prowadzi od wielu lat kursy sztuki opowiadania dla studentów i opracowała szereg praktycznych ćwiczeń z tego zakresu. Jest zamężna i ma troje dzieci.

ISBN: 978-83-7850-029-2
Wydanie I, Kraków 2012, Format B5, Objętość 336 stron, Oprawa miękka, klejona, folia matowa
Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 18:47