"Daleko od miłości" - recenzja Drukuj
Wpisany przez Gaina   
sobota, 08 października 2011 12:46

"Daleko od miłości" - recenzja

Z dużym zainteresowaniem przeczytałam poprzednią książkę Michała Majewskiego i Pawła Reszki, pary dziennikarzy „Daleko od Wawelu”, opowiadającej o Lechu Kaczyńskim. Podobała mi się, pozwoliła mi lepiej zrozumieć, a nawet polubić zmarłego prezydenta. Niestety, cud dwa razy się nie zdarza. Książka „o Tusku” (tak przeważnie wyrażają się autorzy o premierze, pomijając też jego imię) napisana jest z jednego punktu widzenia. Bez cienia sympatii.
altNikt nie musi lubić Donalda Tuska. Cenić go, podziwiać, czy nawet rozumieć. Ale autorzy książki „Daleko od miłości” wszystkie posunięcia premiera interpretują na jego niekorzyść. Wygrał wybory – bo był zmasowany atak wszelkich massmediów na braci Kaczyńskich (choć mieli wtedy  telewizję publiczną, dwa tygodniki i dwa dzienniki i ogólnopolskie radia). Tusk wygrał, bo zrozumiał, że musi być twardy. Od początku sprawowania urzędu wydał wojnę panu prezydentowi itd. Cynicznie, z „oczami wilka”.
Autorzy zbyt łatwo posługują się utartymi „z tamtej strony” schematami. Że Tusk jest leniuchem. Że specjalnie drażnił dobrego pana prezydenta. Że taki był jego pomysł na rządzenie: iść na starcie z Kaczyńskimi. Że przewodzi partii „słupkowej”, to znaczy kieruje się tylko badaniami popularności. Że nie ma żadnej wizji przyszłości Polski, chce tylko „czystej” władzy.
Nie mówię, że tej książki „nie czyta się”. Przeciwnie, autorzy potrafią dotrzeć do pasjonujących  rozgrywek za kulisami gabinetów. Nie jeden raz jednak zastanawiałam się, czy przedstawione wydarzenia to aby prawda. Autorzy nie podają z reguły  źródeł swoich rewelacji. Piszą: „opowiada członek PO” albo „współpracownik premiera”. Często są to wiadomości zasłyszane. Np. o  naradzie premiera i Grzegorza Schetyny z dwoma przywódcami  PSL wiedzą od kogoś…  kogo tam nie było.  I wszystko interpretują z jednego punktu widzenia, co najbardziej boli przy rozdziałach, dotyczących katastrofy smoleńskiej. Otoczenie Jarosława Kaczyńskiego już od pierwszej chwili doszło bowiem do wniosku, że specjalnie zabito prezydenta i wszystkiemu winien jest Tusk. I nic na świecie nie przekona ich, że tak nie było, choć po upływie półtora roku od katastrofy nie ma po temu absolutnie żadnego, najmniejszego dowodu. Bolesne roztrząsanie okoliczności katastrofy, traumatycznych chwil po upadku samolotu i śledztwo zajmuje dużo miejsca w książce. Ale te strony nie wnoszą nic nowego. Tragedia i mgła i przekonanie, że to nie mogła być tylko mgła jako dowód zbrodni.
Wybory prezydenckie też są opisane tak, jakby premier Tusk i Bronisław Komorowski byli śmiertelnymi wrogami. Zero przyjaźni, lojalności, współpracy. Tylko walka o władzę, wpływy  i pijar. Dlaczego więc wygrał Komorowski?
Jutro kolejne wybory do sejmu, naprawdę bardzo ważne, bo grozi nam już wkrótce kolejna fala kryzysu. Jakie mało ważne są „niegdysiejsze śniegi”. Spory o krzesło, samolot, nawet „afera hazardowa” . Kolejne afery, ale ten sam spór. Czy chcemy iść z Europą, czy przeciw niej, kierowani poczuciem wyższość, jako  „mesjasz narodów”, czy nowoczesne państwo z ciepłą wodą w kranach. Ja lubię ciepłą wodę. I Tuska, z jego wadami i zaletami.

Gaina

Wydawca:  Czerwone i czarne.

 


 
Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 18:43