"Róża" - recenzja |
Wpisany przez Stefan Zubczewski |
niedziela, 26 lutego 2012 15:26 |
„Róża” – recenzja Na film Wojciecha Smarzowskiego „Róża” czekałem z niecierpliwością. Mazury są mi bardzo bliskie, mam tam dom i właściwie to tam mieszkam więcej niż w Warszawie. To, że Mazurów „wysiedlono” w zasadzie wszyscy wiedzą, ale nie do końca wiedzą jak.
W filmie swym reżyser pokazał niby, jak to się odbywało jednak był to jeden wybrany przykład. Wielu Mazurów pozostało w Polsce jeszcze dość długo po wojnie. Sam poznałem kilka rodzin, które dopiero w latach sześćdziesiątych opuściły swoją ojcowiznę „z lekka” do tego opuszczenia nakłaniane przez Polskę, ale także namawiane przez Niemcy. I poznałem też rodziny gdzie dzieci, zaraz po skończeniu szkoły w latach 90-tych, kiedy nikt ich nie prześladował bo i za co, opuściły ojcowiznę. Mieszkają dziś głownie w Hamburgu. W mojej wsi do dzisiaj mieszkają dwie mazurskie rodziny, rodziny trochę rozwodnione już polską krwią, ale z korzeniami czysto mazurskimi. Znam Mazurkę – starszą już silne panią, która opowiadała mi jak dosłownie i w przenośni przewalały się przez nią różne wojska. Wojska niemieckie, radzieckie i polskie, a w między czasie „partyzanci” o niewiadomych barwach.
Czyżby Mazury były przeklętym miejscem, niezależnie od tego kto je zamieszkuje? A tak tam pięknie jest… Właśnie, brak mi w tym filmie przepięknych mazurskich krajobrazów. Wszystko dzieje się w mazurskiej chałupie z czerwonej cegły (i to się zgadza, takie tam były i jeszcze gdzie nie gdzie są) i na jakimś bliżej nieokreślonym rynku, nieokreślonego miasteczka. Piszę tę recenzję w chwili, gdy w Rucianem – Nidzie odbywa się referendum w sprawie odwołania, lub nie burmistrza ze stanowiska. Referendum „wywołane” przez „niezadowoloną grupę” mieszkańców. Niezadowoloną bo, przegraną choć wybory były demokratyczne. To pokazuje, że na Mazurach nadal jest piekło i brakuje miłości, życzliwości i szacunku dla bliźniego swego. Dzisiejsi „Mazurzy” to głównie Kurpie z domieszką Mazowszan i niewielką liczbą ludności przybyłej z całej Polski, co nie przeszkadza, że za najlepsze samochody uważa się tu samochody… niemieckie. Czy coś jest tam w tej ziemi, powietrzu, czy jeziorach, że ludziska nadal się tam nienawidzą…? Wracając do filmu, pokazuje prawdę tamtych czasów, czasów okrutnych. Pokazuje gwałt i okropną samczą naturę, dla mnie samca kompletnie niezrozumiałą jednak wiem, że tak było –zbiorowe gwałty. Takie sytuacje miały miejsce nie tylko na Mazurach. Właściwie wszędzie byli szabrownicy, gwałciciele i wszelka szumowina. Podobnie jak na Mazurach było w Bieszczadach (akcja „Wisła”) i w niektórych regionach Śląska. Kapitalną rolę w filmie miała Agata Kulesza, która grała Różę właśnie, oraz Marcin Dobrociński, który w filmie uśmiechnął się niestety tylko raz, wtedy gdy jeszcze się zdawało, że będzie dobrze. Świetną rolę ma też w obrazie „Róża” Edward Lubaszenko grający pastora. Mówi tam, że „…wynaradawianie Mazurów rozpoczęli Niemcy, a Polacy dokończyli dzieła”. Mówi to po niemiecku ze wspaniałą dykcją (której brakuje współczesnym „gwiazdorom”). Super Panie Edwardzie, słabo znam niemiecki ale rozumiałem każde słowo przez Pana wypowiedziane. Ciekawe, że w tym Polsko – Niemieckim wynaradawianiu Mazurów skuteczniejsi byli jednak Polacy. Tych których nie wysiedlono, PRL tak do siebie skutecznie zraził, że sami wybrali jako ojczyznę RFN. Zrzędliwy Dziadek - Funio |
Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 17:27 |