Dzisiaj w Betlejem |
Wpisany przez Barbara Witkowska | ||||||
wtorek, 12 stycznia 2010 13:09 | ||||||
Dzisiaj w Betlejem Kiedy w 2000, jubileuszowym, roku po raz pierwszy byłam w Betlejem, to małe miasteczko na Zachodnim Brzegu należało jeszcze do Izraela. Dziś, by się tam dostać z oddalonej o kilkanaście minut jazdy samochodem Jerozolimy, trzeba przekroczyć 2 granice- Izraela i Autonomii Palestyńskiej. I właśnie tu czeka nas nagłe dejavu, bo ci którzy mają jeszcze w pamięci listopadowe obchody 20. rocznicy zburzenia Muru Berlińskiego widzą nagle taki sam, tyle że ciągle stojący, złożony z ogromnych, betonowych segmentów. Mur ma 400 km długości, w planach jest przedłużenie go o następne 600. Od strony Izraela ten mur graniczny, to rząd szarych, wielotonowych, betonowych bloków, wijących się gdzieś w siną dal, w kierunku beżowo- żółtych, piaskowcowych skał. Od strony Autonomii Palestyńskiej wzrok przyciąga gigantyczne graffiti -owiniętej arafatką ludzkiej twarzy o ogromnych, przerażonych oczach i zasłoniętych ustach. Biało-czarne kratki chusty do złudzenia przypominają siatkę z drutu kolczastego. Tuż obok - lew, z wymalowanymi na potężnym cielsku symbolami dolara i szybu naftowego, rozszarpujący powalonego na ziemię człowieka i czerwone litery komentarza… Historycznie, Betlejem to osada palestyńska, na teranie której znajdują się pamiątki dwóch wielkich religii monoteistycznych: chrześcijaństwa i judaizmu. Żydzi wywodzą stąd swój biblijny ród Dawida, chrześcijanie - czczą miejsce narodzin Pana Jezusa.
Kierujemy się do pochodzącej z IV w Bazyliki Narodzenia Pańskiego, najstarszej nie tylko w Ziemi Świętej, ale i na świecie, wzniósł ją bowiem w 325 r. cesarz Konstantyn, przebudował Justynian, a w XII w odnowili Krzyżowcy. Niestety, dzisiejszy wygląd jej wnętrza robi dziwne wrażenie, jakby tamten XII wieczny remont był ostatnim! Trzeba mocno się schylić, żeby wejść do środka pięcionawowej Bazyliki. Wejście zamurowali w VI w chrześcijanie, by uchronić kościół przed bezczeszczeniem go przez wjeżdżających doń na koniach żołnierzy. Dziś potężna Bazylika Narodzenia Pańskiego, mimo takiego znaczenia dla chrześcijan całego świata, nie jest w najlepszym stanie. Straszą brudne, okopcone ściany, zdemontowane fragmenty posadzki, miejscami sypiące się kamienne dekoracje. Rozbrajają z kolei, zwisające z dębowego sufitu, pełne orientalnego przepychu pozłacane żyrandole, do których mnisi opiekujący się Bazyliką podoczepiali wielkie, szklane, błyszczące, czerwone lub szafirowe… bombki choinkowe. Przed zejściem do podziemi, gdzie w małej, prostej, wyłożonej marmurem Grocie Narodzenia znajduje się symboliczne miejsce narodzin Pana Jezusa, czekamy w kolejce prawie półtorej godziny. To z uwagi na tłum, który pokonał tyle kilometrów i własnych ograniczeń, by w okolicach Bożego Narodzenia tu właśnie przybyć. Atmosfera na końcu kolejki turystyczna - bo pstrykają komórki, aparaty fotograficzne, toczą się zwykłe rozmowy, trwa dzielenie różnymi wrażeniami - poważnieje, im bliżej 14 ramiennej Gwiazdy w kamiennej posadzce, symbolizującej miejsce żłobka… Teraz większość już się modli, na chwilę kładąc w centrum Srebrnej Gwiazdy zakupione w sklepikach na górze różańce, medaliki, drobne przedmioty religijnego kultu. Wychodzimy stamtąd już bardziej skupieni, w poczuciu, że choć przez moment udało nam się dotknąć Tajemnicy. Tekst i zdjęcia: Barbara Witkowska
|
||||||
Poprawiony: wtorek, 07 stycznia 2014 13:12 |