„Wszystko w porządku” - recenzja

Oto, myślimy, kolejny film o rodzinie, która musi się zmierzyć z pewnym problemem. Ale nie!

We "Wszystko w porządku" nic prawie nie jest w porządku. Związek Nic i Jules przechodzi kryzys.  Jules ma dość siedzenia w domu i chciałaby realizować siebie. Tym razem urządzając ogrody. Ale te amerykańskie imiona sa mylące. Nic i Jules to nie heteroseksualna para, ale dwie kalifornijskie lesbijki. Nic wypomina uzależnionej od niej finansowo Jules, że będzie to kolejne nieudane przedsięwzięcie, które ona będzie musiała  finansować. Bo to Nic, energiczna i pewna siebie lekarka, zarabia na tę rodzinę. Nietypowa, bo oprócz mamy-mamy i mamy-taty egzystują dzieci z probówki: synek Jules i córka Nic. Na dodatek od jednego dawcy.
Jak się okazuje, po zgłębieniu sprawy przez dzieci, dawcy luzackiego, który sprzedał niegdyś swą spermę za niewielkie pieniądze, nie myśląc o konsekwencjach. Ale konsekwencje się niespodziewanie któregoś dnia pojawiają w jego firmie. W postaci wyrośniętych, niegłupich nastolatków. Dawcy do tej pory żyjącemu w luźnych związkach zaczyna się podobać idea rodziny. Może gdyby mu nie zależało, byłoby inaczej. Ale nagle dawca wchodzi w życie rodzinne, powodując spory chaos. Temat dzieci z próbówek w lesbijskim związku może nie jest w naszym kraju bardzo istotny, ale podobno w Wielkiej Brytanii i USA - tak. Dzieci maja prawo do informacji na temat swoich rodziców. Nie można liczyć, że poznanie lekkomyślnego aczkolwiek tutaj uroczego tatusia nie wywoła zamieszania i bólu. Ktoś będzie cierpiał. Ktoś będzie się zastanawiał, czy takie życie nadal jest możliwe. Szczególnie że dzieci są fajne, a dawca w wykonaniu Marka Ruffalo ma dużo uroku. W roli lesbijskiej pary świetna Annette Bening i Julianne Moore. Nawet jeśli nie mamy takich problemów warto pójść na film, aby się przekonać, że w rodzinie zawsze warto rozmawiać.

agba

/dystrybucja – GutekFilm/