"Daleko od Wawelu" - recenzja Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
piątek, 12 listopada 2010 22:05
"Daleko od Wawelu" - recenzja

„Od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok” powiedział Napoleon, wracając spod Moskwy.

altOkazuje się, że podobnie jest z przechodzeniem odwrotnej drogi. Książka, która zebrała zabawne anegdoty ze „strasznego dworu” zmarłego prezydenta pokazuje Lecha Kaczyńskiego jako postać wzniosłą mimo wcześniejszej śmieszności.
Autorzy zbioru anegdot, niedyskrecji i złośliwych opowieści „Daleko od Wawelu” spisali je wszystkie przed 10 kwietnia br. Chcieli uzupełnić swoja ocenę kończącej się kadencji Lecha Kaczyńskiego wywiadem z prezydentem, na który po tygodniach starań dostali wreszcie zgodę. Wywiad z głową państwa miał się odbyć tuż po 10 kwietnia. Dziennikarze „Rzeczpospolitej”: Michał Majewski i Paweł Reszka nie zmienili nic w zebranych opowieściach po koszmarnej katastrofie w Smoleńsku, jak twierdzą w słowie wstępnym. Ale wszystkie historyjki nabrały w tym tragicznym kontekście innego wymiaru.
Jaką osobą jawi się więc zmarły prezydent? Sympatyczną, ale i małostkową. Wspaniałą, jeżeli myślimy o wielkiej miłości do Polski, do matki, brata, żony. Godną podziwu, kiedy wspominamy Jego niezwykła znajomość historii, nawet w wymiarze anegdotycznym. Małostkową, jeżeli przypomnimy sobie reakcję na żałosną satyrę niemieckiego szmatławca, przez który prezydent nie wziął udziału w ważnym spotkaniu z europejskimi mężami stanu. Wzniosła, jeżeli poznamy opowieść o wielkim zwycięstwie braci Kaczyńskich w 2005 roku, kiedy wygrali wybory parlamentarne i prezydenckie. Żałosną, gdy wspominamy z kim PiS sformułował rząd i gdzie musiał szukać sojuszników. Wielką, jeżeli przytoczymy argumenty o sanacji Polski i uwolnienia jej od „układu”. Żałosną, gdy dowiadujemy się, iż Lech Kaczyński wcale nie chciał być prezydentem, że pełnienie najwyższej funkcji w państwie było dla niego prawdziwa udręką. I znów wzniosłą, kiedy uświadamiamy sobie, iż tak bardzo kochał brata, którego uważał za geniusza, że zrobiłby dla niego wszystko, nawet został głową państwa.
Lech Kaczyński był powszechnie lubiany, nawet przez przeciwników politycznych, wynika z książki o jego dworze. Jeżeli źle wybierał ludzi do pracy w swoim gabinecie, wynikało to z przesadnej lojalności i sympatii dla współpracowników, nawet gdy okazywali się ludźmi mniejszego formatu, ograniczonymi karierowiczami i nie zasługiwali na takie zaufanie. Jego postępowanie podobnie nie daje się jednoznacznie zakwalifikować. Taka na przykład „awantura gruzińska”, zależnie od spojrzenia, może być oceniana jako akt wzniosłej walki o wolność „naszą i waszą” albo jako głupota, która mogła spowodować międzynarodowa tragedię. I która w końcu , według wszelkich znaków na niebie i ziemi, doprowadziła do koszmarnego wypadku w Smoleńsku.
Najbardziej tragiczna jest historia więzi rodzinnych Lecha Kaczyńskiego. Między wierszami czytamy, że Lech był zbyt manipulowany przez Jarosława. Uważał brata bliźniaka za męża opatrznościowego naszej ojczyzny, siebie zaś za kogoś o wiele mniej ważnego, kto musi całkowicie poświęcić się dla wielkiego Jarosława. Miał swą pracę profesora prawa, oddaną rodzinę, którą prawdziwie kochał, własne miejsce na ziemi. „Posadę” prezydenta zdobył dla uwielbianego brata. Wszystko świadczy o tym, że także dla niego zginął. Miły, skromny, zdolny, czasem śmieszny i żałosny człowiek, który urodził się jako drugi bliźniak.
Przypuszczam, że musi upłynąć wiele lat, byśmy zdobyli się na rzetelną, pozbawioną emocji ocenę prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Na razie ból po jego stracie objawia się w kolejnych żądaniach pomników, ulic, muzeów Jego imienia, wynikających, jak sądzę po lekturze książki „Daleko od Wawelu”, z poczucia winy wobec tragicznego prezydenta. Wkrótce ukaże się wiele prac gloryfikujących Lecha Kaczyńskiego. Krytycy muszą nieco odczekać, aż opadnę emocje i pobitewny kurz. Mam nadzieję dożyć rozsądnych ocen tej prezydentury. Ja jestem skłonna bardziej po niej płakać, niż gdyby nie skończyła się tak tragicznie.

Gaina

Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 18:34