Babcia Polka ugrzęzła w Barcelonie - korespondencja z Hiszpanii Drukuj Email
Wpisany przez Administrator   
sobota, 17 kwietnia 2010 23:09

Babcia Polka ugrzęzła w Barcelonie

 

Sobota 17 kwietnia. Jesteśmy uwięzieni w Hiszpanii. Już trzeci dzień nie możemy wyjechać z Barcelony. Nie możemy wrócić do Warszawy. Nie ma miejsc w pociągach i autobusach. Kończą nam się pieniądze.

altMiała to być krótka, tania i wspaniała wycieczka do której skłoniło nas obejrzenie filmu „Viki, Kristina, Barcelona”. Kupiliśmy wcześniej okazyjnie bilety litnicze Wizzair, zarezerwowaliśmy niedrogi hotel i 12 kwietnia pojechaliśmy, a własciwie polecieliśmy (i to był nasz bląd), z grupką przyjaciół do wymarzonej Barcelony. Było wspaniale aż do ostatniego dnia, gdy Islandia pokazała Światu, że istnieje pomimo bankructwa, dokonując wspaniałej erupcji wulkanu. Tak się zaczął nasz horror. W piątek pojechaliśmy na loatnisko w Barcelonie aby dowiedzieć się, że z powrotu samolotem nici. Trochę pod nami, „staruszkami” ugięły się „stare” nóżki. Co robić?? Hiszpanie, podobnie jak i my niewiele znają językow obcych i porozumienie się z nimi, a także dowiedzenie się czegokolwiek graniczyło z cudem. Udało nam się jednak jakoś to pokonać i po 6 godzinach spędzonych na lotnisku, wiedząc już, że cała Europa „nie lata” udalismy się na kolejowy dworzec główny w Barcelonie, kombinując jakby tu dalej… Dalej ne ma. Bilet można kupić ale tylko do granicy francuskiej, a dalej kolejny już we Francj. W dodatku bilety są dopiero na jutro, a w zasadzie też nie bo już cały zapas wyczerpany. Powiedziano nam jeszcze, że we Francji trwa strajk kolejarzy i totalny paraliż komunikacyjny. Co robić? Autobus!!! Biegusiem na dworzec autobusowy i pytamy o dowolne polączenie autobusowe byle w kierunku - „na wschód”. Jest jutro o godz.8 rano do Paryża ale jeszcze może zmontują jakiś dodatkowy dzisiaj, na razie niewiadomo. Pytajcie za godzinę. Za godzinę znowu – pytajcie za kolejną godzinę. Zapytaliśmy – nic. Dowiedzielismy się jednak w między czasie, że bilet kosztuje 150 euro. OK, ale co dalej z Paryża? Nasze, już niemłode szare komórki podpowiedziały nam, że z Paryża przecież też nic nie lata, może zatem „PKP” lub „PKS” (kto z młodych pamięta dziś te wspaniałe skróty). Policzyliśmy koszty szybciutko - sporo. Czekał nas jeszcze nocleg w Paryżu – bardzo sporo, a gotówka w zasadzie już się nam skończyła. Przecież mieliśmy już wracać i prawie ostatnie eurosy wydaliśmy na taksówki na lotnisko. Szybka decyzja – zostajemy w Barcelonie. Telefon do naszego hotelu – miejsc już nie ma. Dzwonimy dalej – nic, nie ma miejsc. Pomaga nam umiejętność posługiwania się internetem. altW Barcelonie są miejsca ale tylko w 4 i 5 gwiazdkowych hotelach. To „trochę” poza naszymi emeryckimi możliwościami. Szukamy dalej, zakreślając coraz wieksze kręgi od centrum. Nic. W podobnej sytuacji jest tysiące ludzi, których samoloty nie odleciały. W końcu znajdujemy hotelik w Sitges (Costa Dorada), maleńki kurorcik 40 km pod Barceloną, na chwilę przed sezonem więc jeszcze w miarę tanio. Jedziemy tam dosyc wygodnie i za 3 euro podmiejską kolejką. Postanowiliśmy czekać do poniedziałku – to jeszcze dwa dni, przebukowalismy bilety na kolejny planowany lot Wizzair – a. Może zbankrutowana Islandia się wreszcie uspokoi i przestanie wypuszczać krzemową chmurę nad Europę. Nie mniej szukamy innych rozwiązań zakładając, że sytuacja się nie rozwiąże. Telefony do Ojczyzny, szukanie mikrobusu który po nas przyjedzie itp. Niestety każdy z wariantów, jeśli nie odlecimy wiąże się z dużymi kosztami. Miny mamy coraz smutniejsze i marzymy jak nigdy by jak najszybciej znaleźc się w domowym łóżeczku. Nasz tani, miły wyjazd zamienił się w bardzo drogi niechciany pobyt w miłej skąd inąd Hiszpanii. To jeszcze nie koniec naszego koszmaru. Gdy tylko się skończy, opiszę go Wam drogie Panie.

 

Zrzędliwy dziadek Funio

 

 

 

 

 

 

 

Poprawiony: wtorek, 07 stycznia 2014 13:23