"Timbuktu" - recenzja Drukuj Email
Wpisany przez Renata Lipińska - Kondratowicz   
piątek, 01 maja 2015 11:11

"Timbuktu" - recenzja z filmu


Timbuktu – a gdzie to jest? No tak, to gdzieś w Afryce... Założę się, że tak odpowie nam większość zapytanych o to miasto znajomych, którzy nie są zapalonymi podróżnikami, czy geografami.

Jeszcze mniej osób odpowie nam, że to miasto położone jest w Mali, czyli Afryce Zachodniej, a wielu, włącznie ze mną, do tej pory nie wiedziało, że od marca 2012 roku rząd malijski nie sprawował kontroli nad kilku regionami, w tym i Timbuktu, które ogłosiły się jednostronnie jako niepodległe państwo Azawad, zresztą przez nikogo nie uznane. Co więcej, pod koniec czerwca i Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawadu utracił kontrolę nad tym obszarem na rzecz islamistycznych ugrupowań powiązanych z Al-Kaidą.
Piszę to, bo właśnie w czerwcu wejdzie na ekrany polskich kin film pt. "Timbuktu" , który chcę gorąco Państwu polecić. I nie dlatego, że został obsypany 7 Cezarami i był kontrkandydatem dla polskiej „Idy" jako film nieanglojęzyczny do tegorocznego Oskara. Owszem, zdjęcia są wielkiej urody i dla nich też warto ten film obejrzeć. Myślę, że będzie on bardzo interesujący dla nas, dla Polaków, którzy nie bardzo wiedzą, co to jest islam, nie odróżniają jego odłamów, w tym ortodoksyjnych wahabitów, a także metod sprawowania władzy przez wojowników Al-Kaidy.
A tu z tą mamy właśnie do czynienia. Widzimy jak religia i wynikające z niej prawo czyli szariat, oraz karabiny maszynowe służą do utrzymania w strachu i w posłuszeństwie ludność tego miasta. Zakazany jest nie tylko alkohol, ale i palenie papierosów. Nie wolno słuchać żadnej muzyki, ani grać w piłkę. Nakazano tam kobietom nie tylko zasłaniać twarze, ale również nosić rękawiczki oraz skarpety. Nieposłusznych karze się karą chłosty, za wolną miłość kamieniuje się uprzednio zakopując człowieka po szyję w ziemi. Równocześnie i jest to mocna strona tego filmu – barbarzyństwo z czasów Średniowiecza, albo jeszcze z wcześniejszych okresów, sąsiaduje ze zdobyczami XXI wieku dając często komiczne zbitki. I tak dowódcy porozumiewają się przy pomocy telefonów komórkowych, nagrywają przy pomocy nowoczesnego sprzętu filmowe spoty propagandowe, dowódca jeździ Toyotą, a po kryjomu pali papierosy...
Ludzie kłócą się na temat wyższości Realu Madryt nad Barceloną, chłopcy staczają wyimaginowane mecze piłkarskie, mały chłopiec biega z 10-tką i napisem Messi na plecach. A to wszystko w niesamowitym krajobrazie, gdzie stoją domy budowane z gliny, wszystko ma piaskowo- żółtą barwę, a do płuc wdziera wszędobylski się pył.
Reżyser tego filmu Abderrahmane Sissaku, który urodził się w Mauretanii, wychował się w Mali, studiował na uczelni filmowej w Moskwie, obecnie mieszkający w Paryżu, o wyglądzie i sposobie bycia eleganckiego Francuza opowiada tę historię w spokojny, poetycki sposób pokazując historię rodziny uwikłanej w tej wojnę. Nie będę jej streszczać tutaj, bo nie o fabułę mi chodzi.
Oglądając taki film i widząc w końcowej scenie uciekającą przez piaskowe wydmy dziewczynkę, której właśnie zabito rodziców, rozumiemy bardziej dlaczego tysiące emigrantów z Afryki narażając życie, usiłuje na wątłych statkach czy pontonach dopłynąć do Europy. Ta dziewczynka z pewnością nie dobiegnie do żadnego brzegu – ma za daleko.


Renata Lipińska - Kondratowicz


Poprawiony: piątek, 01 maja 2015 11:17