Depresja Drukuj Email
Wpisany przez Zofia Zubczewska   
poniedziałek, 16 lutego 2015 15:34

Depresja


Z powodu samobójstw notuje się w Polsce więcej zgonów niż w powodu raka piersi czy prostaty. Samobójcy to przeważnie osoby cierpiące na depresję. Prawie każdego spośród tych chorych (80%) nękają myśli samobójcze, zaś co piąty skutecznie odbiera sobie życie.


Na zwolnienia z pracy spowodowane depresją ZUS wydaje rocznie 762 mln. zł. NFZ na leczenie depresji przeznacza w tym czasie 280 mln. zł, ponieważ nie istnieje dobry system leczenia depresji, choć wiadomo, że jest to choroba uleczalna.
Obniżenie nastroju czy już depresja
Każdy miewa gorsze chwile - to wiadomo. Jednych dopadają one w niedzielę, przed powrotem do pracy, w której znów trzeba się będzie wykazywać; innych gdy wiele godzin spędzają w pomieszczeniach bez dostępu światła słonecznego; jeszcze kogoś po doświadczeniu frustracji, sytuacji konfliktowej, samotności, starości itp. Chwile te mijają i znów czujemy się dobrze. Nie świadczą one o chorobie, są stanem nazywanym melancholią.
- Melancholia to część ludzkiego bytu – tłumaczył na konferencji zorganizowanej 10 lutego 2015 roku w Centrum Prasowym PAP w ramach Medycznego Programu Edukacyjnego prof. hab. med. Tadeusz Parnowski z Instytutu Psychiatrii i Neurologii – depresja zaś jest chorobą dotykającą całego organizmu, przynoszącą niewyobrażalne cierpienie, odbierającą możliwość cieszenia się jakąkolwiek przyjemnością.
Można by odnieść wrażenie, mówił dalej, że co raz więcej osób choruje na depresję. Wrażenie to bierze się stąd, że mas media nadużywają określenia „depresja", nazywając tak różne stany przygnębienia oraz smutku. Z depresją jako chorobą zdefiniowaną medycznie, mamy do czynienia wtedy, gdy obniżenie nastroju trwa ponad dwa tygodnie, gdy towarzyszą mu zaburzenia snu, apetytu, spadek libido oraz wiele dolegliwości somatycznych: kołatanie serca, zespoły bólowe, zobojętnienie, trudności w koncentracji, nie możność podejmowania decyzji ani odczuwania miłości nawet do własnych dzieci. Objawów depresji jest bardzo wiele, ponadto choroba ta współistnieje z innymi, takimi np. jak cukrzyca, względnie choroby mózgu. Jest więc to choroba straszna, a jednocześnie trudna do zdiagnozowania, toteż średni czas jej rozpoznania od wystąpienia pierwszych symptomów wynosi aż osiem lat. Po tym okresie chory ma już za sobą liczne zwolnienia z pracy i zawirowania emocjonalne, które rujnują mu przyszłe życie, bowiem depresja jest najczęściej diagnozowana u osób 20 – 40. letnich.
Czy w związku z tym, że czym innym jest spadek nastroju, a czym całkowicie odmiennym depresja mamy lekceważyć dopadające nas melancholie?
– Zdecydowanie nie – odpowiedział prof. Parnowski – należy skonsultować tę dolegliwość z lekarzem pierwszego kontaktu, a nawet skorzystać z wizyty u psychoterapeuty, niestety drogiej. Warto jednak to zrobić, choćby po to, by sobie pomóc. Pomoc ta może polegać na wykluczeniu depresji jako choroby oraz na znalezieniu przyczyny wywołującej obniżenie nastroju. Już samo odkrycie, co powoduje naszą melancholię może być lekiem na nią. Choć bywa i tak, że musimy uczyć się zadowolenia z życia, a oduczać narzekania. Niestety narzekanie łatwiej nam przychodzi niż zadowolenie z tego co się ma. Spostrzeżenie to poparła pani dr Agnieszka Szaniawska-Bartnicka ze wspomnianego wyżej Instytutu, przypominając, że depresja stanowi druga przyczynę niepełnosprawności wśród 15 – 44. latków, czyli grupy osób, która powinna w tym wieku osiągać szczyty aktywności zawodowej. Dodała też swoją radę, swój lek na zmniejszenie ryzyka depresji: bądź życzliwy.


Przyczyny choroby
Depresja jest chorobą psychiczną i lekarze wiedzą już, iż powodują ją zaburzenia funkcjonowania przekaźników synaptycznych. Synapsy to miejsca komunikowania się jednej komórki nerwowej z drugą. Impulsy miedzy nimi przenoszone są za pomocą substancji chemicznej zwanej neuroprzekaźnikiem lub neurohormonem. Tymi przekaźnikami są serotonina, nazywana hormonem szczęścia oraz noradrenaliny produkowane w mózgu (większość z nich w każdym razie). Coś jednak musi się zdarzyć, by w ośrodkowym układzie nerwowym sprawującym się do pewnego czasu bez błędnie, doszło do zaburzeń w obrębie neuroprzekaźników synaptycznych. Pani dr Iwona Koszewska, psychiatra, powiedziała, że tą praprzyczyną depresji jest utrata.
- Utrata kochanej osoby, pracy, pozycji, pieniędzy, nadziei... czegokolwiek, co było dla nas bardzo ważne. Wraz z utratą tego czegoś nikną chęci do życia, zamiera siła napędowa naszego istnienia. To wszystko zwyczajnie znika, co trudno jest zrozumieć osobom nie cierpiącym na depresję. Mówią więc one: weź się w garść – jest to niewykonalne dla chorego, gdyż on „nie ma garści". Mówią: wyjdź do ludzi, zajmij się czymś! Chory nie potrafi tego zrobić tak, jak żaden człowiek nie potrafi fruwać. I nawet, gdy atak depresji minie trzeba się liczyć z tym, że za jakiś czas powróci. Na trwale z depresji może wyleczyć tylko psychiatra.


Leczenie
Lekarze dysponują obecnie specyfikami, które uzupełniają braki w stężeniu neuroprzekaźników. Jest to kilka leków starej i nowej generacji, których nazw nie będę wymieniać, aby nikomu niczego nie sugerować. Pan prof. hab. n. med. Janusz Heitzman z Instytutu Psychiatrii i Neurologii powiedział bowiem, że mądry lekarz leczy tym, co sam doskonale zna, może to być równie dobrze stary jak i nowy lek.
- Najtrudniejszą rzeczą w leczeniu farmakologicznym jest to, że na efekt tego leczenia trzeba czekać tydzień a nawet dłużej – powiedział Pan Profesor. – Tymczasem pacjent spodziewa się, że połknie pigułkę i poczuje się szczęśliwy. Niestety, pigułki nie działają tak szybko. Lek musi przeniknąć do synaps, musi wypełnić przestrzenie między komórkami nerwowymi – to trwa. Pacjent tymczasem musi czekać i musi ufać lekarzowi. Jeśli przerwie przyjmowanie leku – wszystkie wysiłki pójdą na marne. Depresja nie zostanie wyleczona.
Leki skutecznie działają w przypadku co najmniej 50 % pacjentów. Z pewnym zaskoczeniem dowiedziałam się więc, że jest sposób bardziej skuteczny niż farmakologia – to elektrowstrząsy. Elektrowstrząsy – źle mi się one kojarzą, znowu z winy mas mediów, w których przedstawiane bywają jako brutalna oraz bardzo bolesna ingerencja w centralny układ nerwowy człowieka. Tymczasem usłyszałam, że elektrowstrząsy leczą z depresji lepiej niż tabletki.
- Są skuteczne w 70% przypadków. Nie dość na tym: są bezpieczniejsze niż leki i przynoszą natychmiastowy efekt – powiedziała dr. n. med. Dominika Berent z Mazowieckiego Centrum Psychiatrii „Drewnica". – Zabieg przeprowadza się w znieczuleniu, pacjent otrzymuje najniższą, dostosowaną do jego organizmu dawkę prądu elektrycznego. Dla stosowanie elektrowstrząsów nie ma właściwie przeciwwskazań. I choć nie wiemy na czym dokładnie polega ich działanie, to pomagają, leczą depresję.
W łagodzeniu depresji skuteczne są też inne sposoby niekonwencjonalne, przede wszystkim fototerapia (naświetlanie specjalnymi lampami), ziołolecznictwo, zwłaszcza picie herbatek z wiesiołka i szafranu, psychoterapia, którą wielu prelegentów uznawała właściwie już za metodę konwencjonalną. W każdym razie jej znaczenie w leczeniu depresji nie podlega dyskusji.
Wniosek końcowy z całej konferencji na temat depresji wyciągam taki: Nie wolno lekceważyć powtarzających się spadków nastroju, trzeba o nich powiedzieć lekarzowi pierwszego kontaktu. Nie leczyć się samemu z tzw. depresji, a już na pewno nie leczyć się alkoholem (lub innymi używkami). Psychiatrzy znają bowiem chorobę o nazwie depresja alkoholowa.
A co zrobić, by poprawić system leczenia depresji? Powiedziała o tym dr Malgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego: Opracować strategię prewencji depresji. Stworzyć system rejestracji oraz monitoringu pacjentów. Znieść limity w lecznictwie psychiatrycznym. Wprowadzić nowy system finansowania tej choroby przez NFZ (tego się wielu obecnych na konferencji przestraszyło). Trzeba przyznać, że wypowiedź pani Gałązki- Sobotko zabrzmiała bardzo konkretnie. Czas pokaże co z niej wyniknie.


Tekst: Zofia Zubczewska
Zdjęcia: Stefan Zubczewski

Poprawiony: poniedziałek, 16 lutego 2015 21:39