"Ona" - recenzja z filmu Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
czwartek, 20 lutego 2014 20:53

 „Ona"- recenzja z filmu


Samantha to dziewczyna doskonała. Przede wszystkim rozumie Theodora lepiej niż on sam. Wyczuwa każdą zmianę nastroju, potrafi rozproszyć smutki, rozbawić, docenić, wesprzeć, podziwiać i utwierdzać. Zawsze jest wesoła i pełna entuzjazmu. W dodatku zjawia się na każde zawołaniue i znika bez słowa, gdy Theodore woli zostać sam. Tylko to ciało, a właściwie jego brak...

Theodore (Joaquin Phoenix) zajmuje się pisaniem listów... za innych, którzy tego tak ładnie nie potrafią. Jest prawdziwym mistrzem, na przykład jego życzenia dla syna klienta kończącego studia wszystkich doprowadzają do łez wzruszenia. Sam zaś jest smutnym, zamkniętym w sobie samotnikiem. Właśnie rozwodzi się z żoną i wciąż nie może się zdobyć na podpisanie papierów rozwodowych, choć już od roku nie mieszkają razem z Catherine.
Pewnego dnia kupuje nowy system operacyjny, który będzie sterował jego komórka oraz komputerem i... zaczyna się jazda. System ten bowiem jest inteligentny. Nie dość, że potrafi przeczytać kilkadziesiąt mali w ułamek sekundy, to nieustannie dostosowuje się do potrzeb klienta, czyli naszego biednego Theodora. Wszystkich potrzeb. Wyczuwa je wczesńiej niż sam zainteresowany.
Okazuje się, ze podobny system ma coraz więcej mieszkańców Los Angeles w niedalekiej przyszłości. Sąsiadka Theodora, która też się rozwodzi, znalazła w swoim systemie przyjaciółkę od serca, pomagającą jej przebrnąć przez trudne chwile. Po ulicach chodzą tabuny uśmiechniętych ludzi, mówiących do swoich systemów operacyjnych jak do kogoś bliskiego.
Film "Ona" przedstawiany jest jako komedia, ja jednak zobaczyłam dość smutną opowieść o rozpadzie związków międzyludzkich. Theodore umie wspaniale wyrażać uczucia za innych, sam nie potrafił czy nie chciał wesprzeć żony, kiedy miała kłopoty. Wymagał, by zawsze była radosna i uśmiechnięta. Jak Samantha, od rana gotowa zając się jego problemami i rozweselać go.
Czy my wszyscy zmierzamy w te stronę? Zajęci sobą, nie potrafimy być prawdziwymi partnerami? Gdy pojawiają się kłopoty, uciekamy albo odwracamy się, kończymy i szukamy innego związku, znów wesołego i bez żadnych problemów. Czy taka jest przyszłość? Jesteśmy razem tylko dla rozrywki, dopóki jesteśmy młodzi, piękni, bezproblemowi? Smutne.
Z drugiej strony – spróbujcie to sobie wyobrazić. Budzi mnie rano niski głos Brada Pitta, no, choćby Piotra Adamczyka. Wypytuje jak się czuję, zapewnia, ze świetnie wyglądam i że czeka mnie wspaniały dzień. Potem przygotowuje mi rozkład dnia, przypomina o spotkaniach, doradza co kupić i ugotować, z ciekawością wysłuchuje opowieści z pracy. A gdy mam go trochę dosyć, pokornie wyłącza się i nie obraża, gdy zaczynają mnie irytować jego mądrości. A potem zakochuje się we mnie i mówi dokładnie go, co chciałabym usłyszeć i wtedy, kiedy tego chcę, bo przecież zna mnie i rozumie bardzo dobrze - jest skrojony specjalnie dla mnie. I cóż z tego, że nie ma ciała. Wszystko co najważniejsze dzieje się przecież w mojej głowie, ciało jest przereklamowane, szczególnie teraz, gdy jestem babcią. Dusza zaś podobno się nie starzeje. Mogę sobie wyobrazić, ze głos Pitta w telefonie docierały właśnie prosto do niej, do tych wszystkich cech, które miałam już jako dziewczynka, wybierająca się do przedszkola.
Warto zobaczyć opowieść o miłości w niedalekiej przyszłości, choć moim zdaniem pod koniec opowieści zabrakło jej twórcy (Spike Jonze, były mąż Sophii Coppoli) pomysłu, jak ją zakończyć.

Gaina

Dystrybutor: UIP