"Wielki Gatsby" -recenzja z filmu Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
niedziela, 26 maja 2013 09:30

„Wielki Gatsby" - recenzja filmu

Po co mu to było

Tajemniczy milioner Jay Gatsby urządzał wielkie przyjęcia dla „całego" Nowego Jorku tylko po to, by zjawiła się tam jego dawna miłość, Daisy. Dla niej zbudował kiczowaty pałac, nakupił pełne szafy najlepszych koszul i garniturów, nauczył się manier angielskiego dżentelmena. Tylko że ani on nie był prawdziwym lordem, ani Daisy dziewczyną z jego snów. Nie mogło to się skończyć dobrze.

Klasyczna powieść Francisa Scotta Fitzgeralda mówi o iluzjach i o pogoni za szczęściem, które im bardziej je ścigamy, tym bardziej oddala się od nas, jak horyzont. Tytułowy bohater wymyślił sobie idealne życie amerykańskiego bogacza. W „oczekiwaniu" na szczęście zadowalał się widokiem zielonego światełka sprzed domu ukochanej. Ten zielony promień staje się symbolem nieuchwytności naszych marzeń. Jay wyobraża sobie, że będzie szczęśliwy dopiero wtedy, gdy Daisy powie mu, że zawsze kochała tylko jego. Nie bierze pod uwagę faktu, że ta bogata dziewczynka nie czekała na biedaka bez przyszłości. Wyjechał na wojnę, a ona wyszła za innego, bogatego wielbiciela. Teraz jest nieszczęśliwa, bo mąż okazał się dziwkarzem. Ale Gatsby nie przyjmuje do wiadomości prawdy o ukochanej, woli iluzję.

Wszyscy żyjemy po trochu w wymyślonym świecie. Przyjemnie jest wierzyć w niektóre bajki: mąż zawsze mnie kochał, nigdy nie zdradzał, bo jestem wyjątkowa. Lubimy też wracać do marzeń z młodości. Każda dziewczyna wyobrażała sobie tego jedynego – księcia na białym koniu lub superbohatera. Niektórzy wciąż czekają na wyśnione zdarzenia, choć ich czas dawno minął, albo uciekają w książki czy filmy, bardziej realne i zajmujące, niż prawdziwe życie. A dla niektórych kończy się to obsesją, jak stało się to w przypadku Gatsbiego. Jego wiara w wyśnione życie i nieskalaną Daisy obróciła się przeciw niemu.

Francis Scott Fitzgerald pisał swoje smutno-słodkie opowieści o bogatych, pięknych dziewczynkach w szalonych latach 20. Sam też ożenił się z rozpieszczoną pięknością, Zeldą. Potem przyszedł kryzys i wszystko popsuł. Szybko okazało się, że bajeczne fortuny są tylko na papierze, a wesołe, beztroskie życie w jedną noc zamienić się może w koszmar. Tak było w życiu Fitzgeralda, który ze złotego, szalenie zdolnego młodzieńca przekształcił się w zgorzkniałego alkoholika, z trudem utrzymującego chorą żonę w szpitalu psychiatrycznym. Nikt nie chciał go czytać, zarabiał na życie poprawiając cudze scenariusze w Hollywood, pod pseudonimem. Nie uwierzyłby wtedy, że jego książki prawie sto lat później wciąż będą czytane i ekranizowane to przez „obrazoburczego Australijczyka, Baza Lurhmanna, który rozprawił się już z Romeem i Julią. W tej ekranizacji nie ma jednak nic buntowniczego. Mnie się wydaje wyjątkowo wierna książce i przesłaniu, które niesie. Są wprawdzie oszałamiające dekoracje, muzyka i obrazy, które na zawsze pozostaną mi w pamięci. Jednak mam przede wszystkim chęć jeszcze raz przeczytać książkę Fitzgeralda, a najlepiej wszystkie jego książki. A może to właśnie świadczy, że ekranizacja jest udana?

Najbardziej podobał mi się Leonardo DiCaprio jako Jay Gatsby. Biedny, ciekawy, żałosny, ale i wielki człowiek wobec chichotu losu, który lubi sobie z nas pożartować.

Dystrybucja: Warner Bros. Entertainment Polska.

Gaina

Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 17:48