"Lincoln" - recenzja z filmu Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
czwartek, 31 stycznia 2013 20:12
„Lincoln” - recenzja z filmu

Trzynasta poprawka
Steven Spielberg od dziecka chciał nakręcić film o Lincolnie. Kiedy był z wycieczką szkolną w Waszyngtonie, oszołomił go słynny pomnik szesnastego prezydenta. Wcale mu się nie dziwię. Ja też od dawna jestem zafascynowana tą postacią, jedną z najwspanialszych w historii. Dlatego bardzo podobał mi się film o tym, jak najuczciwszy człowiek w kraju kłamiąc, naginając prawo i korumpując członków Izby Reprezentantów skłania ich do przyjęcia 13 poprawki konstytucji USA – zniesienia niewolnictwa.

altJest styczeń 1865 roku, zbliża się początek drugiej kadencji prezydenta. Wojna secesyjna pochłonęła 600 tysięcy ofiar. Południe już prawie przegrało, mimo swej dumy skłania się do podjęcia rozmów pokojowych. Ale Lincoln ma jeden zasadniczy problem. „Zarekwirował” czarnych z Południa i wcielił ich do wojska, jako „tymczasowych” wolnych ludzi. Jeśli nie zmieni się prawo, po wojnie znów staną się niewolnikami, więc cały trud i przelana krew pójdą na marne. A do przeprowadzenia poprawki w konstytucji, zakazującej na zawsze niewolnictwa i prac przymusowych brakuje republikanom 20 głosów. „Idźcie więc i zdobądźcie je dla mnie” mówi swoim ludziom. I właśnie to mozolne przekonywanie przedstawicieli odległych, ubogich stanów (głównie poprzez oferowanie posad państwowych) by zagłosowali za tą niesłychaną, rewolucyjną poprawką, jest tematem filmu. Bo przecież wiadomo, że rasa biała i czarna, z woli Boga, nie są równe. Może zwolennicy zniesienia niewolnictwa zechcą dać też czarnym prawa wyborcze? Potem to już tylko można zaoferować je, o zgrozo, kobietom!
Lincoln musi też dokonać osobistej ofiary. Jego syn, student prawa, rwie się do armii. Gdyby nie poprawka, wojnę można by zakończyć. Jeśli zniesie się niewolnictwo, Konfederacji z południa na pewno nie zgodzą się na rozejm. Walki wybuchną z nadejściem wiosny i znów tysiące młodych ludzi będą ginąć. W dodatku żona Lincolna, pogrążona w depresji po śmierci najstarszego syna, boi się o męża, przekonana, że szykowany jest na niego zamach. Ale prezydenta nic nie jest w stanie odwieść od przeprowadzenia swojego zamysłu, bo choć nie jest radykalnym abolicjonistą, wie na pewno, że niewolnictwo jest złe. Dlatego ile by nie kosztowała zmiana prawa i usamodzielnienie byłych niewolnikó
w, trzeba to zrobić.
Debata o związkach partnerskich w naszym Sejmie to pikuś w porównaniu z kłótniami przedstawicieli narodu w amerykańskim parlamencie. Naprawdę, posłowie mogą się od nich uczyć! Najlepszy jest zapalony abolicjonista Thaddeus Stevens, który zwija się z bólu, gdy dla dobra sprawy musi skłamać i powiedzieć, że czarnym nie należą się takie same prawa, jak białym. Dla niego to bluźnierstwo!
Mnie te dyskusje wydały się pasjonujące. Natomiast jeśli ktoś nie lubi sejmowych kłótni, niech zobaczy najnowszy film Spielberga dla aktorów: Tommy’ego Lee Jonesa w roli Stevensa, Sally Field jako pani prezydentowa, a przede wszystkim dla Daniela Day-Lewisa, który nie tylko schudł, ale nawet urósł do roli wielkiego Lincolna.
Film ma jedenaście nominacji do Oskara, w tym za wiodące role i za wystylizowane zdjęcia Janusza Kamińskiego.

Dystrybucja: Imperial-Cinepix.

Gaina


Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 17:41