"Mroczne cienie"- recenzja Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
piątek, 08 czerwca 2012 07:37
„Mroczne cienie” - recenzja z filmu

Cierpienia starego wampira
Prawdziwa miłość zawsze zwycięży, a dobro pokona zło, choć czasem trzeba na to czekać bardzo, bardzo długo i w niewygodnym łóżeczku.

altBarnabas Collins kilkaset lat spędził w trumnie. Zamknęła go tam Angelique Bouchard, od dziecka nieszczęśliwie w nim zakochana. Barnabus owszem, doceniał jej wyjątkową urodę i nie odmawiał seksu, ale zakochał się w innej – słodkiej Josette DuPres. Tyle że wzgardzona dziewczyna była złą czarownicą, więc jej zemsta nie znała granic. Angelique zabiła rodziców Barnabasa i wysłała jego narzeczoną prosto na morskie urwisko. Barnabas nie zdołał jej uratować, więc też chciał się zabić, ale podła wiedźma nie pozwoliła mu umrzeć i zmieniła go w wampira. Gdy i pod tą postacią nie chciał mieć z nią nic współnego, zakopała go w ziemi, by cierpiał przez całą wieczność.
I oto w 1972 roku robotnicy przypadkiem odkopują wampira (nie skończy się to dla nich dobrze!). Barnabas wraca do rodzinnego zamczyska i postanawia pomóc mieszkającym tam krewnym przywrócić rodzinie dawną świetność (mocno podupadłą na skutek knowań wciąż tej samej, diabolicznej Angelique). Chce tez odzyskać miłość, bo nowa guwernantka jes
t łudząco podobna do utraconej Josette.
O tym jak mu się to uda opowiada najnowszy film Tima Burtona. Nie każdy lubi tego twórcę takich przebojów, jak „Batman” czy „Gnijąca panna młoda”. Trudno jednak zaprzeczyć, że stworzył własny, bardzo zakręcony świat (a zaczynał poczciwie u Disney’a). Ten film, choć główną rolę gra w nim ulubiony aktor Burtona, Johnny Depp, jest mało „burtonowski” (dla niektórych to zaleta). Powstał na podstawie niezwykle popularnego w USA serialu z lat 60, dziś kultowego. Jako dzieci oglądali go i Burton, i Dep. Remake przygotowali więc z wielkim sentymentem dla pierwowzoru – być może wlaśnie to mu zaszkodziło. Akcja trochę się wlecze, Joanny Depp nie jest tak uroczy jak zwykle, gra, jakby się jeszcze nie obudził z trzechsetletniego snu, a scenografia, oszałamiająca zazwyczaj w filmach Burtona, wydaje się nieco przykurzona.
Najbardziej
podobała mi się młodziutka Australijka Bella Heathcote w podwójnej roli Wiktorii i Josette oraz stare przeboje z lat 70. Burton zaangażował nawet Alice Coopera do zagrania samego siebie w czasie balu dla mieszkańców miasteczka (jest to jedna z najśmieszniejszych scen filmu). Wydawało mi się, że film powstał tak jakoś mimochodem pomiędzy ważniejszymi dla twórców projektami. Ale da się go zobaczyć, trochę się pośmiac i zapomnieć (nawet mimo udziału Michelle Pfeiffer oraz seksownej Evy Green w roli bezwzględnej i nieszczęśliwej Angelique.

Gaina

Dystrybucja: Warner Poland


Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 17:32