"Nietykalni" - recenzja Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
wtorek, 17 kwietnia 2012 21:52
"Nietykalni"

Lepiej śmiać się niż strzelać. W niezwykłym momencie wchodzi do naszych kin francuska komedia „Nietykalni”. Świeżo mamy w pamięci tragedię w Tuluzie, kiedy młody wielbiciel Al-Kaidy zastrzelił kilkoro dzieci z żydowskiej szkoły i nauczyciela. A wczoraj rozpoczął się proces Norwega Breivika, który zabił 77 osób, protestując przeciwko wielokulturowości swojego kraju.

altOtóż film o przyjaźni sparaliżowanego milionera i jego czarnego opiekuna jest na antypodach wobec postaw, które doprowadziły do tamtych zbrodni nienawiści. Milioner Philippe z bogatej dzielnicy Paryża został sparaliżowany po wypadku na paralotni. Czarnoskóry Driss właśnie wyszedł z więzienia i zgłosił się na „casting” na opiekuna Philippe”a tylko po to, by zdobyć pieczątkę na skierowaniu z urzędu zatrudnienia. Philippe zatrudnia go z przekory, zakładając się z Drissem, że nie wytrzyma w pracy nawet dwóch tygodni. Lubi dręczyć swoich opiekunów. Driss przyjmuje propozycję, gdyż nie ma się gdzie podziać – zapracowanej ciotce znudziły się jego wybryki i wyrzuca biedaka z przeludnionego mieszkania na biednych przedmieściach. A w pałacu milionera będzie miał własny pokój z łazienką. Po początkowych trudnościach panowie dogadują się, zaprzyjaźniają, a w końcu tworzą drużynę. Wzajemnie się uzupełniając, stają się właśnie nietykalni dla świata wrogiego dla inwalidy i emigranta

Film młodych twórców ma warstwę „do śmiechu” – bywa naprawdę zabawnie, gdy Driss świetnie radzi sobie z gburowatym sąsiadem, pierwszy raz w życiu widzi operę (A temu co się stało, dziwi się na widok śpiewaka, przebranego za drzewo) albo goli Philippa w różnych stylach: na pradziadka, dziadka i Hitlera. Bawią się, urządzając rajdy po Paryżu i robiąc głupców z policji. Podrywają dziewczyny, palą marychę, wygłupiają się. Ich odmienne gusta muzyczne też stają się pretekstem do śmiechu. Bez cienia złośliwości pokazano różnice kulturowe pomiędzy wyrafinowanym Francuzem a urodzonym w Senegalu emigrantem. Okazuje się, że są to tylko pozory, bo wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, nawet jeśli jeden uwielbia Vivaldiego, a drugi rap.

Druga warstwa wymowy francuskiej komedii jest oczywista: sparaliżowana, stara i bogata Europa potrzebuje młodych cudzoziemców, by przetrwać. Pierwsza warstwa, choć wydaje się zbyt optymistyczna, oparta jest na prawdziwej historii, a scenariusz filmu powstał w ścisłej współpracy z jej bohaterami. Wprawdzie sparaliżowany milioner mieszka w Maroku, a opiekun nie jest czarny, ale reszta mniej więcej się zgadza.

A co z drugą warstwą, prawdziwym przesłaniem filmu? Czy Europa potrafi sobie poradzić z napływem emigrantów? A czy emigranci potrafią odnaleźć swoje miejsce w Europie? Czy możliwe jest pogodzenie bez waśni tak różnych kultur, edukacji, poziomu życia? Codzienne gazety dostarczają argumentów przeciw tym optymistycznym założeniom. Ale jak wiadomo prasa lubi tylko złe wiadomości.

Przeczytałam jednak wypowiedzi internatów na temat Breivika. Czy jest do uwierzenia, że większość z nich zgadza się z tym mordercą, choć łaskawie nie popiera jego metod, tu, w Polsce, słynącej kiedyś z tolerancji? Podobnie było po strzelaninie w Tuluzie, choć Internetowi komentatorzy podzielili się. Jedni napadali na „arabusów”, inni na „żydków”, ale poziom nienawiści był ten sam.

Cieszy wiadomość, że film „Nietykalni” obejrzały już miliony osób w Europie. Dobrze byłoby, żeby i u nas znalazł taki odzew. I jeszcze żeby kibole poszli do kina, i politycy, i dziennikarze, i niektórzy księża. I żebyśmy wszyscy śmiali się z różnic pomiędzy ludźmi, polubili je i nauczyli się, że właśnie one są piękne…  

Gaina

Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 17:29