"Danuta Wałęsa - marzenia i tajemnice" - recenzja Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
czwartek, 08 grudnia 2011 14:16
"Danuta Wałęsa - Marzenia i tajemnice" - recenzja

Kiedyś wpadło mi w ręce opowiadanie o kobietach, które musiały posprzątać po ostatniej wieczerzy, gdy Jezus z apostołami uradzili już, jak naprawić świat. Cały czas myślałam o tym, czytając wspomnienia Danuty Wałęsowej. 

altNie, przepraszam. Wspomnienia pani Danuty Wałęsy, żony Lecha, który obalił socjalizm, podczas gdy ona rodziła kolejne dzieci, dawała im jeść, wychowywała, przeważnie sama, dbała o dom, gotowała zupy, nawet dla sekretarek męża, chodziła na wywiadówki, a gdy musiała, wymyślała esbekom, przemycała bibuły i odbierała nagrodę Nobla na dworze króla Olafa.
Nigdy nie byłam biedna – podkreśla pani Danuta kilka razy w swojej książce, oburzona podobnymi sugestiami. Jej dzieci zawsze miały co jeść i co na siebie włożyć. I nigdy nie przestała chodzić po ziemi. Wychowana w dwuizbowej chatce bez prądu, w dużej, kochającej się rodzinie, nigdy nie narzekała. Przyjmowała życie takim, jakie było. Słuchała we wszystkim męża, jako dobra, tradycyjna polska żona. Nawet nie pomyślała, by z nim dyskutować. Nie namawiała go do działalności opozycyjnej, ale też nie robiła wyrzutów, gdy kolejny raz tracił pracę, czy zabierała go milicja, a ona zostawała sama z malutkimi dziećmi, bez pieniędzy i pewności, że mąż wkrótce wróci. Cieszyła się, gdy stanął na czele Solidarności, ale zupełnie nie zależało jej na chwale i splendorze z tego wynikających. Przeciwnie, któregoś dnia przepędziła wszystkich dziennikarzy, interesantów i współpracowników męża z domu, gdy miała już dość rujnowania jej życia rodzinnego. Przeżyła gehennę w czasie stanu wojennego, ale znów dała sobie radę, choć urodziła szóste dziecko przedwcześnie. Pisze, jak jej było ciężko, ale nie rozwodzi się nad tym. Nie zrobił na niej wrażenia splendor na dworze króla Norwegii, ani wiele lat później królowej Anglii czy cesarza Japonii, a z wizyt w Watykanie, które opisuje w oddzielnym rozdziale, liczyła się dla niej tylko osoba papieża, niesłychanie dla niej ważna. Nie namawiała męża na kandydowanie na prezydenta, ani nie odmawiała. Nie chciała być nazywana Pierwszą Damą, tylko Panią  Prezydentową. Rozstanie z tą funkcją przyjęła bez żalu, współczuła tylko mężowi, że przegrał z komunistą. Po lekturze jej wspomnień uważam panią Danutę za kobietę dumną, mądrą i spełnioną, gdyż  przede wszystkim chciała być żoną i matką, a to jej się w pełni udało.
O co ma żal pani Wałesa? O to, że mąż nie doceniał jej roli w ich niezwykłym życiu. Że nigdy jej nie pytał, co ma zrobić, tylko robił po swojemu. Na przykład o tym, że ma zamiest niego jechać do Oslo po nagrodę Nobla dowiedziała się… od zagranicznych dziennikarzy. Mąż podjął decyzję, więc ona ją wykonała, cały czas myśląc o tym, by go nie zawieść i by był z niej zadowolony. I tak było ze wszystkim. Drugi żal ma za to, że odkąd mąż stanął na czele pamiętnego strajku, ona go straciła. Przestali być rodziną. A przecież był jej pierwszym i jedynym, ukochanym mężczyzną. Teraz, choć wciąż są razem, 37 lat po ślubie, w swoim pięknym domu z ogrodem mieszkają na oddzielnych piętrach i nawet do kościoła chodzą oddzielnie. Zamienił mnie na komputer – żartuje gorzko pani Danuta i dodaje, że powinni porozumiewać się na Skypie.
Bardzo, bardzo ciekawa jest ta książka. Nie dlatego, że przedstawia nowe spojrzenie na historyczne wydarzenia i bohaterów najnowszych dziejów Polski (niezwykle wnikliwie ocenia pani Danuta wszystkich „wielkich” naszej polityki w swoistym alfabecie Wałęsowej). Podobała mi się przede wszystkim dlatego, że podbudowała mnie. Sądziłam, iż jest typową polską żoną przy mężu: cichą, posłuszną, nie mającą swojego zdania. A teraz widzę, że miała je, choć nie ujawniała się z tym aż do dziś. Ciszę się, że się na to zdecydowała i że tak szczerze pokazała wszystkim tym mądrym panom, że gdy oni naprawiali świat, ona nie tylko sprzątała pety i brudne naczynia po ich naradach, ale obserwowała, oceniała i wyciągała wnioski. 

Gaina

Wydawnictwo Literackie
 
Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 18:44