Habemus Papam - mamy papieża - recenzja Drukuj Email
Wpisany przez Gaina   
czwartek, 10 listopada 2011 19:31
"Habemus Papam" – mamy papieża
 
Film, przedstawiany jako komedia, zaczyna się od prawdziwych zdjęć z pogrzebu „naszego” papieża. I to ostatnie sceny przedstawiające „normalny” świat. Potem już wszystko w odwiecznym, zdawałoby się Watykanie idzie nie tak.
 
altOkazuje się bowiem, że żaden z uczestników zwołanego konklawe nie chce doznać zaszczytu zostania kolejnym następcą świętego Piotra i modli się w duchu: „Boże, tylko nie ja”. A gdy uda się wreszcie wybrać na papieża kardynała Mellville (wspaniały, dawno nie widziany Michel Piccoli), ten ucieka z krzykiem tuż przed tradycyjną prezentacją wiernym z watykańskiego balkonu. Biegnie do Kaplicy Sykstyńskiej, jakby ktoś chciał go zamordować.
Reżyserem filmu jest Nanni Moretti, twórca nietuzinkowych dzieł, dających zawsze wiele do myślenia. Gra też jedną z głównych ról – psychiatrę („najlepszego w kraju”), wezwanego do przekonania papieża, by wrócił na balkon i do obowiązków. Natomiast rzecznika prasowego Watykanu, Rajskiego, który stara się ukryć przed dziennikarzami prawdziwe przyczyny nieobecności głowy kościoła gra ze swadą Jerzy Stuhr. A gdy kardynał Mellville wymyka się ochroniarzom i ucieka z Watykanu, Rajski organizuje śmieszną mistyfikację, by ukryć ten fakt również przed kardynałami.
Z początku wydaje się, że tematem filmu będą próby terapii wątpiącego w swoje siły papieża. Kardynał Melville bowiem uważa, że nie podoła wyzwaniu, bo nie jest odpowiednią osobą, by przewodzić Kościołowi. Wyznaje nawet nieznajomym, spotkanym w bezładnej wędrówce po Rzymie, że tak naprawdę zawsze chciał zostać aktorem.
Ale nie jest to wcale film o kondycji współczesnego Kościoła, a raczej o kondycji świata. Jeszcze nigdy zmiany nie zachodziły bowiem tak nagle, na naszych oczach. Wystarczy spróbować ocenić moralne aspekty ostatniej „arabskiej wiosny”, tak radośnie zapowiadanej przez światowe media. Zaczęła się od samospalenia ulicznego sprzedawcy, w jej trakcie zginęły tysiące ludzi, a kończy się ona okrutnym zamordowaniem despoty, którego egzekucja, dokonana przez rozwścieczony tłum, sfilmowana została setkami telefonów komórkowych, aby z miejsca trafić do Internetu. Można ją sobie oglądać obok tysięcy innych, rozrywkowych zazwyczaj filmików. Zmasakrowana twarz Kadafiego „ozdobiła też” dziesiątki gazet.
I jak tu powiedzieć, co jest dobre, a co ze? Kto jest dobry, a kto zły? W filmie Morettiego papież błądzi po wiecznym mieście, a kardynałowie, by zabić czas, rozgrywają na podwórku watykańskim turniej koszykówki, naprędce zorganizowany przez bezradnego psychiatrę…  

Gaina

Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 17:19