"Hiob" - reaktywacja - recenzja Drukuj Email
Wpisany przez Klara Ławniczak   
czwartek, 06 października 2011 17:41

"Hiob" – reaktywacja - recenzja

W teatrze czasem mniej znaczy więcej. Tak jest w przypadku najnowszej premiery, którą Marcin Kwaśny reżyseruje w na Bielanach. Spektakl jest potrójną inauguracją – prapremiera sztuki Piotra Wojewódzkiego, który otwiera zmodernizowaną, profesjonalną scenę Bielańskiego Ośrodka Kultury i jest pierwszą wspólną produkcją Teatru na Bielanach i Teatru Praskiego.
altTrudne warunki – próbom towarzyszyły odgłosy remontu, na budynku wciąż brakuje szyldu, do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy zadziała klimatyzacja – zmobilizowały twórców do pracy na pełnych obrotach. 
Najtrudniejsze bodaj zadanie stanęło przed reżyserem, który – musiał skomplikowany tekst naszpikowany cytatami z Biblii i pełen kulturowych kontekstów przykroić tak, żeby był zrozumiały dla widzów, którzy nie są tak głęboko zanurzeni w historii i filozofii. W efekcie powstało półtoragodzinne wartkie przedstawienie, z którego widzowie wychodzą z poczuciem niedosytu.
Kwaśnemu udało się nie tylko zdjąć trochę ciężaru gatunkowego, ale też uwypuklić warstwę komediową sztuki. A wyczucie komizmu ma, bo w rodzimym Teatrze Kwadrat uczył się od najlepszych – Kobuszewskiego czy Pokory. Lekkość formy, vis komika aktorów i tempo sprawia, że trudne prawdy o ludzkiej kondycji widz przyjmuje pokornie, ale bez przygnębienia, przeglądając się w historii Hioba jak w lustrze.
Wbrew autorowi, ale z korzyścią dla przedstawienia reżyser rozdzielił postacie Messera i Miriam. Poradził sobie również z dualizmem jawy i snu, a na koniec  zafundował  odbiorcy nie lada niespodziankę, biorąc w nawias to wszystko, co z takim napięciem widz śledził.
Duża to zasługa również aktorów, którzy w ciągu kilku miesięcy prób zaprzyjaźnili się z granymi postaciami. Parę głównych bohaterów tworzą aktorzy, który większość zawodowego życia spędzili na scenach za granicą – Wenanty Nosul grał w Australii, Katarzyna Chrzanowska we Francji. Dlatego nie zdążyli opatrzeć się polskiej publiczności. Stanowią wzajemnie swoje przeciwieństwo – intelektualny, opanowany Nosul i ekspresyjna, chwilami nadaktywna Chrzanowska dobrze się uzupełniają. Są wiarygodni i wtedy kiedy bawią się sobą w scenie tańca, potem kłócą, jak i gdy muszą wspólnie stawić czoło intruzom.
I tu również mamy galerię indywidualnych charakterów  - z natury dobry Endi w interpretacji Zacharjasza Muszyńskiego jest śmieszny i ciut nieporadny – brawo dla reżysera za obsadzenie młodego aktora wbrew jego dotychczasowemu wizerunkowi, Ksawery Szlenkier jako demoniczny, nieobliczalny Messer wzbudza strach i trzeba życzyć zdolnemu aktorowi, żeby zaistniał w wyobraźni wielu jeszcze reżyserów. Najtrudniejszą bodaj rolę z tej trójki ma Adrianna Gruszka-Jaroszewicz.  Musi w ciągu kilku chwil zmienić się z uwodzicielskiej kobiety-wampa w prostytutkę, a zaraz potem małą dziewczynkę czy wiedźmę. I robi to wszystko z wdziękiem, na piętnastocentymetrowych obcasach.
Kostiumy Tomasza Ossolińskiego są oryginalne, współgrają z oszczędną i funkcjonalną scenografią. Oprawę całości stanowi muzyka Marcina Nierubca, kompozytora, z którym Kwaśny robi już czwarty spektakl. To, że artyści się rozumieją i wzajemnie inspirują przynosi znakomite efekty. Widać i słychać, że nikt tu nikogo nie przekrzykiwał i nie narzucał swojej interpretacji. Reżyser stworzył oryginalne dzieło, które bawi i zmusza do refleksji. I o to chodzi!
 
Klara Ławniczak

„Hiob”, reż. Marcin Kwaśny, aut. Piotr Wojewódzki, wyst. Wenanty Nosul, Katarzyna Chrzanowska, Ksawery Szlenkier, Adrianna Gruszka-Jaroszewicz, Zacharjasz Muszyński, scenografia Wojciech Stefaniak, kostiumy Tomasz Ossoliński, muzyka Marcin Nierubiec, światło Olaf Tryzna. Spektakl Teatru Praskiego w Teatrze na Bielanach, spektakle 5, 6, 7 października, 3, 4, 5, 6, 10, 11, 12, 13 listopada, ul. Goldoniego 1

 

Na zdjęciu: K.Chrzanowska, K.Szlenkier, W.Nosul  fot.Bartek Rzepecki
Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 17:55