Babcia Polka na wycieczce Drukuj Email
Wpisany przez Zofia Zubczewska   
niedziela, 28 sierpnia 2011 08:07
Wycieczka Babci Polki z nauczycielkami na emeryturze

Na Mazurach w Wojnowie mam chałupę, a we wsi dobrych sąsiadów. Jedni z nich – Siwoniowie – zaprosili mnie na wycieczkę do Białowieży z kołem emerytowanych nauczycielek. Pojechałam. Było bardzo przyjemnie, przeczytajcie…
Autokar startował z Nidy o szóstej rano. Koszmarnie wcześnie, więc na miejsce zbiórki stawiłam się zaspana, ledwo uczesana. Wchodzę do środka, a tam panie prosto od fryzjera, w pełnym makijażu i przybrane biżuterią. Poczułam się trochę głupio więc wcisnęłam się na miejsce z tyłu, żeby jak najmniej osób na mnie patrzyło. Na szczęście chwilę później przyszła Wanda Siwonia, która też się nie maluje i jej mąż w krótkich spodenkach, więc mi odpuściło.

Siwoniowie przed laty kierowali Szkołą Podstawową w Wojnowie. Szkoła została zlikwidowana, w jej zabytkowym budynku sklecone zostały mieszkania socjalne, a Henryk (ostatni wojnowski dyrektor) i Wanda przeszli na emeryturę. Od kilku lat słyszę od nich, że podróżują i bawią się z byłymi nauczycielkami, mieszkankami naszej gminy (czyli Ruciane-Nida),  należącymi do  Koła Emerytów i Rencistów Związku Nauczycielstwa Polskiego. Niedawno wrócili z Niemiec, gdzie byli przyjmowani przez tamtejszych nauczycieli, a w połowie sierpnia wybierali się do Białowieży.

– Jedź z nami – powiedzieli – zobaczysz jak jest fajnie.

I takim to sposobem znalazłam się w autokarze.

Do Białowieży mieliśmy ponad 200 kilometrów, jechaliśmy przeszło cztery godziny, był więc czas aby pogadać.

 

Janka – siła napędowa

 

alt
Początek zwiedzania. Pani Janka (w turkusowej bluzce) ogarnia grupę...

Nauczycielki z Rucianego - Nidy i okolicznych wiosek spotykają się od dawna, a dokładnie od kiedy pani Janka Polit przeszła na emeryturę i zaczęła organizować te spotkania. - Bo każde działanie wymaga siły napędowej – tłumaczy mi Wanda Siwonia. – W naszym przypadku tą siłą jest Janeczka.

Była ona nauczycielką języka rosyjskiego w liceum w Piszu (w tzw. nowym) i w Technikum Przemysłu Drzewnego i Leśnego w Rucianem. Miała tak dobry i bliski kontakt z uczniami, że do dziś zapraszają ją na uroczystości rodzinne, przysyłają życzenia okolicznościowe, odwiedzają i na wiele innych sposobów okazują, że ciągle pamiętają i cenią Panią Profesor. Pani Jance to jednak nie wystarczyło, zaczęła więc organizować spotkania emerytowanych nauczycielek, swoich koleżanek, które pościągały inne swoje koleżanki aż powstało koło emerytów i rencistów. Spotykają się co miesiąc, żeby pogadać: coś zaplanować, wyjaśnić lub omówić, lecz najdłużej pamiętają „imprezy” u Siwoniów (a dokładniej w gospodarstwie agroturystycznym ich córki Aśki) urządzane z okazji Dnia Nauczyciela i innych świąt.

– Wanda i Henryk dostarczają nam strawy duchowej i cielesnej – mówi pani Janka, która oczywiście została przewodniczącą Koła. – Świetnie gotują, mają dobre nagłośnienie i płyty z taką muzyką jaka nam się podoba. Wracamy od nich najedzone, wybawione, odmłodzone…

Długo też wspominają podróże. Przeważnie są to wycieczki jednodniowe, gdyż takie są najtańsze. Zwiedzają okolice. Niedawno byli na Kanale Elbląskim, wybierają się do Centrum Kopernika w Warszawie, a także na Litwę – choć ta wycieczka musi być trzydniowa. Zamierzają zwiedzić Druskienniki, Wilno oraz Troki.

Na wycieczkę do Białowieży składaliśmy się po 70 złotych. W cenie tej był przejazd autokarem, bilety wstępu do muzeów i skansenu oraz opłata przewodnika. Prócz tego zamówiony został obiad (z góry wiadomo było co dostaniemy do jedzenia), który kosztował 18 zł. Obiad nie był obowiązkowy. – O każdej wycieczce informuję ZNP – mówi pani Janka. – Po jakimś czasie otrzymujemy z naszej centrali symboliczne dofinansowanie. Wynosi ono 100 – 150 zł. Pieniądze te wydajemy na czysto członkowskie sprawy. Za wycieczki wszyscy płacimy tyle samo: i nauczyciele, i osoby zaproszone.

Helenka – ktoś od liczenia

Prócz siły napędowej na wszystko potrzebne są pieniądze – usłyszałam w autokarze – a jak są pieniądze, to musi być ktoś, kto je policzy oraz przypilnuje. Tym kimś jest pani Helena Borys, niegdyś nauczycielka matematyki (jakże by inaczej) w Szkole Podstawowej w Nidzie, prawa ręka pani Janki, z którą przyjaźni się od lat szkolnych, poznały się bowiem w liceum nauczycielskim w Mrągowie.

Pani Helenka wszystko zapisuje,  dodaje, odejmuje albo dzieli i trzyma schowane w torebce. Dzień po powrocie z wycieczki spotkałyśmy się w „Biedronce”. - Dobrze, że panią widzę – zawołała pani Helenka – bo mam dla pani osiem złotych.

Wręczyła mi tę kwotę, odfajkowała operację na liście wycieczkowiczów i resztę kasy wraz z dokumentem schowała do torebki. Okazało się, że wycieczka kosztowała tylko 62 zł na osobę. Pani Helenka biega teraz po gminie Ruciane-Nida i oddaje każdemu, kogo spotka 8 zł.

Jest ona bardzo skrupulatna i dokładna. Nie można wyjść z muzeum ruszyć w dalszą drogę dopóki pani Helenka nie policzy wszystkich wydatków, zsumuje je  a następnie zapisze noi schowa do torebki.

Wycieczka – czego się dowiedziałamalt

Zajechaliśmy do Białowieży około 11 godziny. Czekało na nas dwoje przewodników.

- Dzielimy się na dwie grupy – zawołała donośnie pani Janeczka – i idziemy do Muzeum Przyrodniczo - Leśnego. Szybko i sprawnie.

Jej okrzyki „szybko i sprawnie” słyszeliśmy co jakiś czas. Popędzały nas i wprowadzały porządek. Nikt nie protestował, przeciwnie każdy był zadowolony, że nie musi o niczym pamiętać, a zwłaszcza o tym co i kiedy zrobić.

Niegdyś w Białowieży stał wielki pałac wybudowany przez cara Aleksandra III. (Jego zdjęcia można obejrzeć na specjalnej wystawie). Pałac spłonął pod koniec drugiej wojny światowej i został rozebrany. Na jego miejscu wzniesiono obecny budynek, o dyskusyjnej urodzie, w którym mieści się Muzeumalt Przyrodnicze i Dyrekcja Parku.  Ekspozycja w Muzeum jest bardzo ciekawa. Można z bliska obejrzeć prawie wszystkie zwierzęta (są wypchane) żyjące w Puszczy Białowieskiej.

Po Muzeum poszliśmy na spacer po Parku założonym przez rosyjskich carów i do cerkwi prawosławnej pod wezwaniem Św. Mikołaja Cudotwórcy. Ufundowana ona została przez cara Aleksandra III, wybudowana w latach 1895 – 97, a słynie z jedynego w Polsce ikonostasu wykonanego z kolorowej majoliki, sprowadzonej z Petersburga.

Około trzeciej pojechaliśmy na obiad. Przy deserze, dowiedziałam się, że najlepsze ciasta w całym Kole Emerytów i Rencistów piecze pani Bożena, była nauczycielka chemii z technikum w Rucianem. Opowiadała ona o swoich keksach. Otóż keksy te, nafaszerowane bakaliami, piecze na Boże Narodzenie i oblewa szczelnie gorzką czekoladą. Tak oblane bez żadnej szkody dla smaku, a nawet wilgotności mogą dotrwać aż do Wielkiej Nocy.

Po obiedzie pojechaliśmy na Szlak Dębów Królewskich. Szliśmy wygodną dróżką wyłożoną deskami. Strasznie cięły nas komary lecz my niestrudzenie wypatrywaliśmy dębów. Rosną tam one od 450 lat, jest ich 26 i każdy nosi imię króla polskiego lub wielkiego księcia litewskiego, kt

alt
...szliśmy wygodną dróżką wyłożoną deskami...

órzy kiedyś byli w Puszczy. Szlak wymyślony został i wytyczony przez leśnika -  Jacka Wysmółka i jego żonę Barbarę – historyka. Jest przykładem tego jak pomysłowo można chronić przyrodę, ucząc jednocześnie historii. Widzieliśmy więc dąb Stanisława Augusta Poniatowskiego, który rozpadł się na części, tak jak Polska za jego rządów i Zygmunta Starego – uschniętego ze starości,  także dąb Barbary Radziwiłłówny pokryty dziwnymi naroślami, kojarzącymi się z jej chorobą, a na koniec wyniosłego Gedymina – księcia z którego najwyraźniej był kawał chłopa, gdyż tak właśnie

prezentował się dąb jego imienia.

alt
...trochę też odpoczywamy

Szliśmy, patrzyliśmy na podmokły teren, brzydkie poszycie lasu i cały czas mówiliśmy, że u nas, czyli w Puszczy Piskiej jest ładniej. A już na pewno, tak nam się wydaje, jest więcej miejsc gdzie można zbierać grzyby. Co prawda na razie u nas, na Mazurach, wysypały tylko kurki. Podgrzybków jak na lekarstwo podobnie turków w dodatku

są robaczywe. Ale co zrobić z kurkami, gdy jest ich dużo? – zapytałam. A pani Hania, była nauczycielka w-f na to: - Zamrozić. Ja robię tak: płuczę dokładnie w letniej wodzie, następnie wrzucam na patelnię i smażę na masełku aż odparuje woda. Potem wkładam do torebek foliowych i zamrażam w małych porcjach. Wyjmuję je w zimie, smakują jak prosto zebrane, bez śladu goryczki. Dodaję do jajecznicy ale jeszcze lepiej do filetów z ryby – smażę ten filet i przykrywam pierzynką z kurek.

Po dębach zwiedziliśmy skansen Architektury Drewnianej w Kropiwniku. Podobały nam się te wszystkie podlaskie niskie chałupy i kuchnie z przypieckami oraz drewniane dzieże oraz inne misy lecz byliśmy raczej zadowoleni, że możemy mieszkać w innych warunkach.

Podróż powrotna poszła nam gładko. Wyciągnęliśmy w autokarze zapasy – kanapki, ogórki, jajka na twardo do tego smaczne naleweczki, pośpiewaliśmy, pospali… W Nidzie byliśmy o północy.

Zofia Zubczewska

 

 

Poprawiony: wtorek, 07 stycznia 2014 15:33